piątek, 9 sierpnia 2013

40. Nirrel

[Tina]
Noc powoli przechodziła w szarość świtu, gdy byliśmy przy Leśnej Ziemi, w miejscu zwanym Skarpówką. Było to naturalne zapadlisko głębokości kilku metrów, obrośnięte gęstą roślinnością, dzięki czemu stanowiło świetny punkt obserwacyjny pod lasem. Iriana, zmęczona, przeszukiwała zarośla bez wyraźnego dla mnie celu. Próbowałam usnąć, lecz nie było to łatwe. Nad ciemnymi wzgórzami Nocnej Ziemi błyszczała złota kula słońca, otoczona jasną łuną i różowymi, drobnymi obłokami. Z ciemnych gęstwin lasu dochodziły chóralne śpiewy ptaków i ciche, stłumione stękanie. Wzdrygnęłam się - to były żenety, najbardziej wścibskie, sprytne i złośliwe stworzenia, jakie skaczą po drzewach; jeśli ktoś usłyszał nocą ich krzyk, przeraźliwy lament, uciekał ile sił w nogach, myśląc, że jest otoczony przez potężne, krwiożercze potwory, tymczasem był straszony przez niezbyt duże, podobne do kota zwierzątko, siedzące na gałęzi. Z żenetami do czynienia miałam wiele razy. One nienawidziły mnie, ja nienawidziłam ich. Często, chodząc po laskach i zagajnikach, byłam straszona przez te wredne, kotokształtne stworki.
Byłoby mało, gdyby tylko wrzeszczały po nocach. Ale są to zwierzęta mięsożerne, wyposażone w pazury i zęby jak brzytwy, oraz równie ostry wzrok. Żywiły się myszami leśnymi, rybami i ptakami, lecz na ich ekwipunek myśliwski powinien uważać każdy.
Stękanie ucichło, wówczas Iriana odwróciła się w kierunku Skarpówki i ułożyła się na dnie. Tymczasem Dhoruba wdrapywała się na górę. Nyeupe poszedł za nią, więc również powlokłam się na szczyt skarpy.
Przed moimi oczami rozpościerało się morze traw, około dwie mile dalej błyszczała w słońcu Lwia Skała, jakieś pół mili wcześniej w dolince srebrzyła się rzeczka. Kilkanaście jardów dalej od naszego schronienia fragment lasu lekko wrzynał się w sawannę, drzewa uchroniły nas od dość silnego, południowego wiatru.
- Idziemy na Czerwoną Równinę - oznajmiła Dhoruba.
- Czemu akurat tam? - spytałam sennym głosem.
- Musimy przetrząsnąć wszystkie stada - albo wysłać Nirrel.
- Kogo? - spytał Nyeupe.
- Nirrel - powtórzyła czarna - moja... ee... majordomuska?
Zapadła cisza.
- Mogłaś nam o niej powiedzieć wcześniej - mruknął Gerard.
- Zaraz ją przywołam... - odwarknęła Dhoruba i usiadła z głową do góry. Zagwizdała w wyjątkowo dziwny sposób, a chwilę potem na tle słońca błysnęło coś czarnego. Zbliżało się z każdą chwilą, ujrzałam, że to naprawdę wielki, potężny, czarny ptak.
Zanim się obejrzałam, na wyciągniętym ramieniu lwicy usiadło czarne, wielkie ptaszysko przypominające nieco sępa. Miało długą, czerwonawą, szczątkowo opierzoną szyję, ciemnoszary, silny dziób, czarną, porośniętą puchem głowę, kruczy korpus i piękny, okazały ogon. Końcówki skrzydeł były jaskrawoczerwone, tak jak wąskie oczy, a lotki ogona metalicznie srebrne.
- To Nirrel, należąca do pradawnego plemienia Ihanarów - szepnęła zachwycona Dhoruba, głaszcząc Nirrel po kruczo lśniącym grzbiecie.
- Jaką misję mi powierzasz? Mam nadzieję, że to coś ważnego - powiedział ptak. Sądząc po cichym, spokojnym, ale lekko skrzeczącym głosie - była to samica.
- Bardzo ważne - mruknęła czarna lwica. - Oni ci to wyjaśnią, bo... chodzi o los... całego kontynentu...
Nirrel wytrzeszczyła na nas wielkie, czerwone oczy, przysłonięte czarnym puchem.
- Mówcie - wychrypiała.
Nyeupe zmierzył ją niepewnym wzrokiem i zaczął mówić - jednak stanowczym i zdecydowanym tonem. Kiedy skończył wyjaśniać misję Nirrel, ona tylko sfrunęła na ziemię i spojrzała na niego.
- Zwołam jeszcze moich współplemieńców - rzekła równie stanowczo.
- Tylko proszę... szybko - sapnął Biały.
Przybyszka zatrzepotała wielkimi, czarno-czerwonymi skrzydłami i poderwała się do lotu, kierując się na niepewny Zachód - do Doliny Zachodniej...



[Chuki]
Jestem wyrzutkiem stada - wymruczał Mshirika. 
Spojrzałam na niego. Miał zamknięte oczy.
- Jak chcesz, nie musisz o tym mówić - szepnęłam.
Pokiwał głową i odpowiedział:
- Nie chcę tego dusić w sobie.
Zapadła cisza, na chwilę. Zaczął znowu.
- Urodziłem się daleko stąd, wiele mil na zachód od Ziemi Słoni. Byłem dzieckiem niechcianym, i moi rodzice nie ukrywali tego. Nie pamiętam ich - tylko dziadków, którzy potem nagle zniknęli z mego życia. Potem byłem sierotą, mówili, że dobrze się zapowiadałem, ale wpadłem w takie a nie inne towarzystwo. Zacząłem kraść, wplątywać się w bójki, chodzić na dziewczyny, które za każdą noc wykradały nam więcej upolowanej zdobyczy, niż daliśmy im za "usługi", na co my jeszcze bardziej je napastowaliśmy - i tak w kółko. W końcu mnie wyrzucili z grupki, bo byłem dla nich za słaby, tak twierdzili. Błąkałem się tak bez celu po całych Górach, potem Doliną Zachodnią dotarłem tu. Tak się gnieżdżę tu koło roku. No i teraz spotkałem ciebie.
Patrzył się na mnie żółtawymi oczami, błyszczącymi w blasku łuny zachodu słońca.
- Miałam... ee... podobnie. - mruknęłam. Niechętnie wracałam myślami do mojej dość mrocznej przeszłości, gdzie bita i poniżana, brutalnie gwałcona przez starsze lwy, uciekałam na Bagna, gdzie zachorowałam na febrę. Cudem wymigałam się od śmierci, i odnalazłam wędrowne stado na Nocnej Ziemi, które niedawno przeniosło się tu - na Ziemię Sabari. No i jakoś tu ciągnę, wykonując podłą robotę dorywczego strażnika, u boku starszych kolegów po fachu.
- Współczuję... - wymamrotał. Podszedł do mnie i wtulił się w moją pierś. Przez chwilę siedziałam lekko zdezorientowana, lecz potem się rozluźniłam i objęłam go łapą.
- Nie myśl o tym. - powiedziałam. Zapadł już zupełny zmrok.
- Gdzie mieszkasz? - spytałam czule. Mshirika odpowiedział sennym głosem:
- Nie mam domu... błąkam się tak tutaj.
Siedzieliśmy przez kilka minut w zupełnej ciszy. Potem poczułam, że natychmiast muszę się położyć, gdyż likaon zasnął, całym ciężarem ciała napierając na moje żebra. Trzymając go, ułożyłam się w gęstej, wysokiej trawie, nie puszczając jego chudego ciałka. Niebawem, uspokojona jego cichym sapaniem, sama zasnęłam, nie myśląc o powrocie do jaskini stada.



[Nyeupe]
Dhoruba patrzyła przez chwilę na oddalającą się Nirrel, po czym ruszyła na południe, prowadząc nas za sobą. Vasakhu wyglądała na osłabioną. 
- Na pewno sprowadzi Derein, Amith i Simathę - mruknęła beżowa do Dhoruby. Czarna spojrzała na nią.
- Najbardziej zaufane, najstarsze... -  burknęła dziwnym głosem. - Reszta młodszych, zwinniejszych, na pewno również podoła się misji.
Szliśmy niedaleko granicy, łukiem omijając Lwią Skałę, idąc u podnóży Ciemnych Wzgórz. Nad łagodnymi grzbietami wisiały ciemne chmury, a strumień, płynący ze zboczy, był niemalże suchy. Jego brzegi były zryte, a kamienie i trawa leżały potłuczone w korycie.
- Pewnie tu byli - szepnęła przerażona Vasakhu. 
Zapadła cisza. Niepewnie spytałem: 
- O kim mówicie?
Ozwał się Gelithir:
- O Apophisach*.
Nie wiedziałem, o kogo chodzi, ale owe Apophisy nie zwiastowały nic dobrego, gdyż Gelithir się wzdrygnął, a Dhoruba i Vasakhu spojrzały po sobie.
- To demony... - szepnęła beżowa - właściwie myślałam, że są legendarne. Ale... one są posłuszne tylko siłom piekielnym. A nasz wróg... jest po części diabłem.
- Dlatego też mamy Nirrel - odpowiedziała Dhoruba. - I moich zbuntowanych towarzyszy.
- Ilu ich jest? - spytałem.
- Ponad dwustu.
- Skoro Norhoth jest demonem... - szepnęła Tina - to... jak my... go... pokonamy?
Dhoruba usiadła, a reszta wokół niej.
- Dobrze, że byłam jego tak bardzo zaufaną współpracowniczką - zaczęła. - Bo.. tylko mi wyjawił... że tylko jego siła może go zabić. Tak samo niebezpieczne dla niego są Apophisy...
- Jak niby? - mruknął Gelithir.
- Musielibyśmy połączyć Tarcze - mruczała Czarna - a on... jego Mortus... odbiłby się i ugodził w niego... ale to nie wypali.
Zapadło milczenie. Myślałem gorączkowo.
- To nie jest zły pomysł - odrzekłem nieco zachrypniętym głosem.
- Musiałabym natychmiast zwołać moje lwy - zauważyła Dhoruba - ale najpierw się ukryć. Najlepiej na Czerwonej Równinie...
- Najlepiej by się teleportować - mruknęła Iriana.
Nie przepadałem za tą formą podróży, ale już po kilkunastu sekundach byliśmy na Równinie, nad samą rzeką. Niebo było już dość zachmurzone.
- Chyba będzie padać - zauważyła Tina (no co ty nie powiesz? spytałem w myślach). Dhoruba rozejrzała się i popędziła do dość odległego kopca, a my za nią.
Kluczyła między krzewami, których kolce były dla mnie wyjątkowo upierdliwe. W końcu, podrapany przez ciernie, dotarłem do termitiery.
Wznosiła się nad ziemią jakieś dziesięć metrów; ceglastobrązowy, wyglądający na pusty. Ale tylko przez chwilę, bo przez wyrwę w ścianie wychyliła się bujna, ciemnoszara grzywka razem z jej szarą właścicielką - nastoletnią, silnie poranioną lwicą. Przecisnęła się przez otwór i stanęła, gapiąc się na nas pustym wzrokiem. Zerknąłem na jej oczy i w ułamek sekundy wszystko do mnie dotarło. Ona ma złote ślepia.
- Co was tu niesie? - warknęła niskim, nieprzyjemnym, chłopięcym głosem. Teraz zwęziła te lśniące, złociste oczy, mierząc nas spojrzeniem.
- Szukamy magów... wpuść nas, a wszystko ci wytłumaczymy... - powiedziałem chyba zbyt rozpaczliwym tonem, gdyż lwica spojrzała na mnie z wyraźnym niedowierzaniem i zaprosiła nas do środka.
Gdy wszedłem, uderzyła we mnie fala duchoty, gorąca i silnego, ostrego zapachu. Szara lwica prowadziła nas w dół, po wydeptanej w ziemi ścieżce. Gdy znaleźliśmy się na miejscu, ze smolistej ciemności wyłoniło się z trzynaście lwów. Usiadły wokół nas w kręgu. Wśród nich siedziały trzy, które rozpoznałem: Hofu, Sayansi i Korongo.
- Witajcie - rzekła ponuro ta ostatnia. - Czy macie... coś nam... do obwieszczenia?
- Tak jakby - wtrąciła się Dhoruba. Natychmiast wszyscy spojrzeli na nią i wśród stada przebiegł dziwny, nieprzyjazny szmer.
Korongo spojrzała na nią wilkiem, jednak po chwili podniosła łapę, uciszając stado i udzielając głosu czarnej.
- Pewnie słyszeliście o Norhothu i Dimeranie. - zaczęła.
- Słyszeliśmy... nawet zawitał u nas. - warknęła któraś z lwic. Reszta spojrzała na nią i pokiwała głowami.
- W takim razie dajcie jej dokończyć - powiedziała Korongo.
- Norhoth zebrał już większość swojej armii, z której odeszłam. Wśród sprzymierzeńców są nie tylko lwy, lecz demony, Apophisy, chimery, gryfy, arachnesy, smoki, w wodach pomagają mu hippokampusy i prawdopodobnie trytony. Ma potężną siłę, jego sprzymierzeńcy też; a naszym celem jest go pokonać. A może tego dokonać tylko Dimeran, Dziedzic Stwórcy. I on właśnie jest wśród nas.
Zerknęła na mnie złocistymi, wąskimi ślepiami, które mówiły: Chodź tutaj. Podniosłem ociężały i zesztywniały od niepewności zadek, i podszedłem do Dhoruby.
- Czy ty jesteś Dziedzicem? - spytała Korongo dziwnym, jakby natchnionym tonem. Kiwnąłem głową twierdząco, czując na sobie spojrzenie wszystkich zgromadzonych.
- Muszę podołać się temu zadaniu... a ode mnie... zależą losy nas wszystkich i całego świata.
Przez lwy znowu przeszedł pomruk. Korongo spojrzała na mnie znowu i szepnęła:
- Pójdzie z wami Neireith i część wojowniczek. Która się zgłasza?
Kilka silnie wyglądających lwic podniosła w górę łapę. Obok nas stanęła ta szara lwiczka z grzywką i o nieprzyjemnym głosie.
- Nazywam się Neireith, w skrócie Neir - powiedziała, uśmiechając się. Ale głos został... w końcu muszę się przyzwyczaić do tego niskiego dudnienia.
Podeszły do nas lwice; było ich cztery. Policzyłem szybko nas wszystkich. Ja, Tina, Gelithir, Dhoruba, Vasakhu, Iriana, Gerard, Neireith, i pięć lwic. Trzynaście... to i tak spory sukces w porównaniu z tym, co było na początku.
Nowe "nabytki" przedstawiły się: Merran, Jihadi, Nimeris, Farasi i Amani. Każda mocno zbudowana, acz smukła. Mocne, zwinne i odważne - mimo tego, że były niemagiczne, stanowiły potężną pomoc. Gdy poznały nasze imiona, Neireith wyprowadziła nas na zewnątrz, gdzie wiał przyjemny, chłodny wiatr.
- Czekajcie.... - mruknęła. - Nyeupe... wytłumacz mi wszystko.
Gdy skończyłem wyczerpujące zeznanie, Neir spojrzała na mnie.
- To jest... kwestia... naszego życia... i śmierci... - chrypiała. - Ale... ja tego nie mogę tak zostawić, rozumiesz? - potrząsnęła mną. - Idę z wami, choćby mieli mnie zabić za pierwszym podejściem!
Oddychała ciężko; brakowało tylko, aby stanęła na podwyższeniu z flagą i zaczęła śpiewać jakiś hymn. Oczami wyobraźni ujrzałem ją w takim stanie, i cudem powstrzymałem się od śmiechu.



[Chuki]
Jestem cholernie głodna - mruknęłam.
Właściwie cały czas jestem głodna... a przynajmniej mogę jeść cały czas. Taka jestem - poluję nawet wtedy, gdy nie chce mi się jeść. Hmm... nałóg?
- Ja teeeż - mruknął Mshirika. 
Był ranek; leżał na moim brzuchu na grzbiecie, a ja gapiłam się w liście. W końcu wstał gwałtownie, przez przypadek wpychając mi staw skokowy prosto w nerkę. Wstrzymałam oddech i zerwałam się na równe nogi.
- Znasz tu jakieś dobre łowisko? - spytałam. Mshirika odpowiedział:
- Wokół Góry Wyroku zawsze kręci się nieco zwierzyny.
Czekaj! Łowy sabaryjskie! Przypomniało mi się owo polowanie, w którym brałam udział razem z Daimonem i kilkoma innymi lwami. 
- Kiedyś tam polowałam z kolegami - powiedziałam pustym głosem.
Likaon podrapał się za uchem i mruknął:
- Idziemy?
Nie mogłam się nie zgodzić. Uśmiechnęłam się, kiwnęłam twierdząco głową i ruszyłam w stronę Góry.
Potężny ostaniec piaskowcowy, wznoszący się na wysokość dwustu metrów wśród traw, sprawiał niesamowite wrażenie w czasie wschodu słońca, gdy przybierała nieziemską barwę purpury i ciemnego fioletu. Jej wierzchołek spowijała lekka mgła.
Jednak droga przyjemna nie była; prowadziła przez częściowo wyschnięte bagno. Znałam to miejsce dobrze, ale nie uniknęłam wpadnięcia prosto w największą kałabanię.
- Nie musisz - wysapałam, wygrzebując się z błota i spoglądając na Mshirikę, który podał mi łapę. Częściowo otrzepałam się z brudu i poszłam za likaonem w stronę Góry Wyroku.


*Apophisy - same demony są wymyślone przeze mnie, ale zaczerpnęłam inspirację z mitologii staroegipskiej. Apophis był wężowym demonem, który atakował barkę boga słońca Re, by nie dopuścić do wschodu słońca - czyli wyłonienia się barki z ciemnych zaświatów, do których Re przybywał na czas nocy. W walce z przeciwnikiem Re pomagał bóg Seth.
Witam Was wszystkich bardzo serdecznie.
Jak obiecałam - rozdział pojawił się w terminie. Nie mam nic ważnego do powiedzenia, z wyjątkiem tego, że konkurs jest przeniesiony na przełom września i października. Czekam na 5 komentarzy. Następny rozdział pojawi się gdzieś 15 - 17 sierpnia.
Mam jeszcze link do tej wspaniałej piosenki: link. 
Pozdrawiam ^^

8 komentarzy:

  1. Super rozdział!
    Czekam na ciąg dalszy opowieści :)))

    Bąbelek :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wróciłam! Okey, czeka mnie trochę zaległości, ale to dla mnie przyjemność czytać wpisy na blogach :-)

    Rozdział wręcz niesamowity! No proszę, już 40 rozdział < 3

    A wracając do tematyki rozdziału, koto - stworki są interesujące, moim zdaniem. Wyobrażam sobie wygląd Nirrel. No cóż, wyjątkowy ptaszek = D Uh, współczuje Mshirika..(nie wiem jak odmienić).

    Nie mogę doczekać się 41 notki! : D U mnie niebawem nowy rozdział, napiszę na ogłoszeniach bądź w poście o info na końcu < 3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. EDIT! Jeżeli mozesz, po boku zmień nazwę mojego bloga :)
      Ah, śliczne tło <3 Hm, jak zmieniłaś, jeśli wolno spytać? No bo nie rusza się znaczy...rozumiesz = D

      Odpowiedź u mnie w S P A M I E.

      Usuń
  3. swietne dragonisse : ]

    OdpowiedzUsuń
  4. Rozdział jak zwykle boski ;) Bardzo spodobał mi się segment Chuki. Szczególnie zaciekawiła mnie jej historia oraz jej przeszłość. Pamiętam, że wymyśliłam tę postać, ale Ty nadałaś jej kolorów, świetnie Ci to wyszło.
    No i te Apophisy... bardzo spodobał mi się ten pomysł. Ogólnie lubię nawiązania do mitycznych stworów, właśnie w takich historiach.
    Nyeupe i reszta wędrują... podobnie jak Milele i jej spółka xD W związku z tym w mojej małej główce zrodził się pomysł - jeśli nie chcesz, to nie musisz się zgadzać. Co powiesz na to, aby w kolejnym rozdziale nad którym pracuję, grupa Nyeupe i Milele się spotkała? Oczywiście to nie miałoby to wpływu na fabułę ani mojej ani Twojej historii. To mogłoby być ciekawym spotkaniem Twojego i mojego uniwersum :) Rozumiesz, jakby takie zderzenie dwóch światów :) Jeśli się nie zgadzasz, to mi napisz w spamowniku, ok?
    Moc uścisków i pozdrowień ślę <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki <3 nie wiesz, jak dużo dla mnie takie słowa znaczą.
      A co do Twojego pomysłu... oczywiście, że możesz :) szczerze mówiąc, myślałam nad czymś podobnym, ale uprzedziłaś mój pomysł xD zgadzam się na to, aby w Twoim opowiadaniu Milele spotkała grupę Nyeupego.
      xoxo

      Usuń
    2. Dzięki, to zabieram się do pisania :)

      Usuń
  5. wspaniale! zgadzam sie z frank ma ciekawy pomysl!

    OdpowiedzUsuń