piątek, 2 listopada 2012

2. Podstęp

Leżał na trawie, gdy nagle poczuł przeraźliwy, rwący ból w każdej części ciała. Ryknął z bólu, otworzył oczy, i ujrzał coś potwornego.
Jego futro stało się ciemnoszare, długie; jego łapy stały się bardzo smukłe, palce zakończone czterocalowymi pazurami. Spojrzał w kałużę. Jego oczy były krwistoczerwone, świecące jak płomienie.
Stał się wilkołakiem.
Wstał na mocne nogi i pobiegł, czując zapach mięsa. Kiedy wkroczył na Lwią Ziemię, ujrzał w trawie jakiegoś lwa. Sam był od niego dwukrotnie większy, przetrącił mu kark bez trudu.
Wszystko widziała to pewna stara lwica, o fioletowych oczach. Zaryczała, by odgonić wilka.
Ale ten ryk tylko pogorszył sytuację. Potwór zwrócił na Vitani swe płonące oczy, zawył i rzucił się na nią. Vit była jednak szybsza i pomknęła na Lwią Skałę. Wilk nie zbliżył się już nawet o cal.
Powrócił do zjadania zdobyczy. Po chwili zostały tylko kości. Kiedy zabierał się do ich ogryzania, poczuł ten sam rwący ból.
Był już lwem. Spojrzał na łapy, które były - o dziwo - czyste. Jasna grzywka opadła mu na oczy, kiedy usłyszał krzyk Veriego:
- Ujasiri! Gdzie jesteś?
Zerwał się na równe nogi i pobiegł z powrotem na Złą Ziemię.


*

- Kto to był? Ten lew? - pytał się Kovu Vitani. Ona odrzekła:
- Nie mam pojęcia! Miał taką rudawą grzywę - i zerknęła jakoś niespokojnie na Mambę, który wylizywał Bethę i Ahadi.
- To pewno... - mruknął Kovu, lecz wtedy do jaskini wpadły dwie lwice: Lilianna i Eris.
- Wy! Tak myślałam, wy! - wydyszała wściekła Lilianna. Kovu wybiegł z groty i rzucił się na lwice. Zaczęła się walka. Nadbiegło całe stado Lilianny, by pomścić Damura. Bitwa była naprawdę straszna, bo poszło o przywódcę stada, które żywiło do niego potężne zaufanie i wspierało się na nim. Ale sytuacja stała się trudna, gdy w wir walki wskoczył... Damu!
- Ty... ty... żyjesz! - ryknął Kovu. Damu zaśmiał się.
- No jasne. To był jakiś obcy lew. A moje kochane różyczki - tu spojrzał zalotnie na Liliannę i Eris - nabrały was tą straszną historyjką. Tak, jesteście  b a r d z o  naiwni. Planowaliśmy atak na Lwią Skałę od dawna. Nasz ród zamieszkał tu pierwszy. Moi prapradziadowie widzieli, jak tu przybyliście... jesteście z suchych terenów, wasze panowanie na początku było okrutne... potem, kiedy nastał czas Kijivu, zrobiło się dobrze... wygnaliście nas na pustynię... Próbowaliśmy uderzyć w czasach Setha. Ale i wtedy byliśmy pokonani... wypędziliście nas na Ciemne Wzgórza, i tam trwamy do dzisiaj. Ale chcemy odbudować dawną władzę. I uda nam się to. Mamy przewagę. Nie dość że liczebną, to jeszcze... nieważne.
Nastała ciężka, pełna niepewności cisza. Damu ryknął:
- ATAK! - sam wskoczył na jakiś kamień i krzyczał do lwic: "No dalej! Razem, tak jak was uczyłem!"
Teraz wszystkie lwice rzuciły się na Kovu, a on sam powalił kilka z nich, a jedną z nich zagryzł. Hałas był potworny, słychać było tylko ryki, odgłosy rozdzieranej skóry, tąpnięcia, kiedy lwy upadały na ziemię. 
Po chwili znowu wszyscy się zatrzymali. Pomiędzy stada wskoczyła sama Zindra, z Tabasamu i Nehatrą.
- Albo skończycie - sapnęła - albo ja się tym zajmę. Gee, gdzie jesteś?
Z kręgu lwów wyszedł dumnie Gerard, napinając potężne mięśnie ramion. Stanął obok Zindry, wysuwając dwucalowe pazury.
- Powinien wam wygłosić mowę, którą wygłosił mojemu stadu. Po co się mścić. Po co przelewać krew za kogoś, kto już nie powróci. Nawet, jeśli chcecie przejąć władzę na Skałą... nie pozwolę na to. Wracajcie tam, skąd jesteście - dodała najbardziej jdowitym głosem, na jaki ją było stać. 
Lecz Damu był zaślepiony władzą. Rzucił się na Kovu, mimo tego, że Zindra pogryzła go dotkliwie w tylną łapę. Kovu ryknął do syna:
- Już, Gerard! Zabieraj z groty lwiątka i uciekajcie stąd!
Lew szybko wbiegł do jaskini i wyprowadził młode lwy. Sigma krzyknęła:
- Wujku, czemu uciekamy? 
Lecz on nie odpowiedział. Rozwinął wspaniałe, czarne skrzydła, które zalśniły w świetle księżyca. Kiedy znaleźli się dość daleko od Skały, Gerard rzekł:
- Złapcie się. Nie wiem, czy to się uda, nigdy nie próbowałem...
- Co się ma nie udać?! - zapytała Betha, która wyglądała, jakby za chwilę miała dostać zawału serca.
- Teleportacja.
Lwiątka objęły się w barkach, a lew położył na nich swe skrzydła. Coś krzyknął, wszystkim zakręciło się w głowach. Poczuli, że jakaś potężna siła odrywa ich od ziemi. Mknęli w potężnym wietrze, pośród huku i jakby ryku setek lwów. W końcu spadli na coś miękkiego.
Otworzyli oczy i ukazała im się gęstwina dżungli, leżeli na jej skraju. Gerard gładził sobie skrzydła i powtarzał: "No dalej, no dalej".
W końcu powiedział:
- Jesteśmy miesiąc drogi od Skały... tak, miesiąc.Teraz chodźmy znaleźć jakieś dobre miejsce do ulokowania się. 
Wkroczyli na wąską ścieżkę, prowadzącą w głąb dżungli. Była chyba wydarta przez słonie, w miękkiej ziemi widać było odciski wielkich, okrągłych stóp.
Oczom lwów ukazał się cudny krajobraz. Na wąską ścieżkę, usianą wybojami, kładły się liście setek paproci, różnych gatunków; były duże, z liśćmi przypominającymi skrzydła; były też o liściach długich i drobnych, zielonych, czerwonawych lub niebieskich. Pomiędzy paprociami wyrastały drzewa - większość z nich była niezwykle wysoka, o smukłych, zielonkawych pniach; ich korony były jak wielkie, zielone parasole. Między tymi potężnymi drzewami wyrastały mniejsze, o drobnych, ciemnych listkach. Rosły też palmy z różnych rodzajów. Między pniami i gałęziami wisiały pnącza; oplatały się wokół pni, na gałęziach wędrowały na kolejne drzewa, i tak powstawały jakby leśne trakty i gościńce. Niektóre liany wisiały jak sznury, końcami sięgając ziemi. Były jeszcze inne, które tworzyły naturalne kotary między drzewami. Wokół większych, zdrewniałych pnączy oplatały się mniejsze, giętkie, tworząc jakby warkocze.
 Na gałęziach i lianach przemykały niewielkie małpy, a co jakiś czas z góry słychać było wrzaski, trzepot skrzydeł, i z masy zieleni wylatywały papugi o najróżniejszych kolorach. 
Po kwadransie marszu znaleźli niedużą polankę, nad którą wisiało sporo lian i niższych, omszałych gałęzi. 
Niestety, ktoś już tam był. 



Cóż, wydaje mi się, że notka jakoś niezbyt dobrze wyszła. Liczę na komentarze :D
No... nie mogę zapomnieć też o linku do piosenki:

2 komentarze:

  1. Notka bardzo mi się podobała, a szczególnie zaciekawiło mnie ostatnie zdanie. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetna, naprawdę ciekawa notka. Masz bardzo ciekawy styl pisania i czekam na więcej ba masz talent! :) Zapraszam do mnie i dodaję do linków u mnie na blogu.

    OdpowiedzUsuń