Kaviemu strasznie nie chciało się spać. O północy, wymknął się do dżungli.
Jakoś dziwnie chciał się spotkać z Mayą, Gotharem i Meteorą. Szedł przez las, myśląc, gdzie oni mogą być. Szedł na ugiętych łapach, pod liśćmi paproci, bardzo cicho. Co jakiś czas z góry odzywały się wrzaski małp. Gwiazdy świeciły jak tysiące lamp.
Doszedł do polany, gdzie spotkał całą grupę. Na gałęzi, okrytej kobiercem kwiatów, leżała Maya. Ukrył się pod paprocią, aby go nie ujrzała.
Śpiewała. Miała głęboki, tajemniczy głos. Wyciągała łapy, potrząsała ogonem, uśmiechała się z satysfakcją. Na lianach siedziały bajecznie kolorowe papugi, strząsając na nią równie bajeczne kwiaty. Towarzyszył jej czyjś głos, zwłaszcza w czasie refrenu.
Zawsze, zawsze,
wiesz, że chcę być z tobą,
ale czy znajdziemy czas dla siebie?
Za każdym razem, gdy chcemy być razem,
coś nam przeszkodzi...
Re: Bo wiem,
że mnie chcesz...
bo wiem,
że mnie chcesz...
bo wiem dobrze,
że mnie chcesz!
Wiem dobrze,
że mnie chcesz!
Ale chcesz,
abym się stała tym, kim nie jestem...
Ale chcesz,
abym się stała tym, kim nie jestem...
Ale chcesz,
abym się stała tym, kim nie jestem...
Ale chcesz,
abym się stała tym, kim nie jestem...
Widziałam cię,
jak odchodziłeś,
wiem, że wybrałeś kogoś innego więcej chcąc...
Nienawidzę cię,
ale wiem,
że jestem twoim ptaszkiem...
Bo wiem,
że mnie chcesz...
bo wiem,
że mnie chcesz...
bo wiem dobrze,
że mnie chcesz!
Wiem dobrze,
że mnie chcesz!
Ale chcesz,
abym się stała tym, kim nie jestem...
Ale chcesz,
abym się stała tym, kim nie jestem...
Ale chcesz,
abym się stała tym, kim nie jestem...
Ale chcesz,
abym się stała tym, kim nie jestem...
Popatrz na mnie,
przyjrzyj się z zewnątrz,
jeśli ci się podobam,
zostaw ją...
Możemy być razem
znajdziemy drogę...
Mogę być tylko aktorzyną...
Bo wiem,
że mnie chcesz...
bo wiem,
że mnie chcesz...
bo wiem dobrze,
że mnie chcesz!
Wiem dobrze,
że mnie chcesz!
Kavi przez chwilę stał jak zahipnotyzowany, w głowie kołatały mu się słowa piosenki. Po chwili wrócił na ziemię. Z krzewów wyszła Meteora, to jej głos towarzyszył wokalowi Mayi. Położyła się na tej samej gałęzi, i spojrzała w stronę Kaviego. Modlił się, aby go nie ujrzała. Jednak go nie widziała. Zeskoczyła z gałęzi i pobiegła w las, za nią pomknęła Maya.
Nagle usłyszał za sobą czyjś głos:
- Co ty tutaj robisz?
Cudem nie dostał zawału. Odwrócił głowę i zobaczył Gothara, patrzącego się na niego ponuro.
- Słyszałeś Mayę? - zapytał jeszcze nadal przerażony Kavi.
- Taak... śpiewa to każdej nocy. Nie mam pojęcia, dla kogo. Ostatnio jakoś się na mnie ogląda. - mruknął Gothar bezbarwnym głosem. Jego oczy, pozbawione wyrazu, były dziwnie podkrążone.
- Zarwałeś noc, że masz takie cienie pod oczami?
- Można tak powiedzieć. - po czym złoty lew zerknął na niego. Przeszywał go tym spojrzeniem jak sztyletem. Kavi mruknął "Cześć" i pobiegł w kierunku kryjówki.
Po drodze spotkał jeszcze Meteorę i Mayę. Siedziały przy palmie, i rozmawiały. Maya sprawiała wrażenie skrajnie załamanej psychicznie.
- Czemu nikt nie chce z tobą rozmawiać? Czemu wszyscy się od ciebie odsuwają?
- Widzisz tą bliznę? - Maya dotknęła swego lewego oka. - Nie wiesz, kto to był Skaza. Władca - potwór... miał taką bliznę. Żył kilka dekad temu. Władał Lwią Ziemią. Wszyscy uznają mnie za jego wcielenie. Nie dość, że był też brązowy, tak jak ja. - mruknęła, najwyraźniej hamując łzy.- To przez tą bliznę... - po czym zaszlochała, ale zaraz potem zaczęła walić łbem w pień, wrzeszcząc:
- Weź się w garść! WEŹ SIĘ W GARŚĆ! - po czym, lekko oszołomiona, usiadła, i zaczęła rozmasowywać sobie głowę.
- Dobrze, nie rób tak, wstrząśnienia mózgu dostaniesz - mruknęła z urazą w głosie Meteora.
- Opowiem ci jeszcze raz, bo chyba nie dotarło do ciebie.- westchnęła i zaczęła opowiadać.
- To było kilkadziesiąt lat temu. Na tron Lwiej Ziemi wkroczył Taka, nazywany Skazą. Zabił brata, Mufasę, żeby zdobyć władzę. Chciał też zamordować syna Mufasy, Simbę. Jego rządy były potworne. Zwierzyna bała się go tak, że uciekła. Polowali z moimi przodkami z Wietrznej Ziemi. Tam było trochę, że tak powiem, więcej żarcia. No to polowali, ile się dało, bo musieli też wyżywić hieny. Po jakimś czasie Lwia Ziemia stała się pustynią. I wtedy wrócił Simba. Zabił Skazę, a jego małżonka Zira chciała go pomścić. Nie udało się. Jej syn Kovu objął władzę, potem jego syn Saturn. Trafiliśmy tutaj, zanim narodził się Kavi, który siedzi tu przy nas.
Kaviemu serce zaczęło walić jak kilof. Ale Maya kontynuowała opowieść.
- Taka miał taką samą bliznę jak ja, też na lewym oku. Lwy uważają mnie za jego wcielenie, że jestem zesłana z piekła, od szatana. Też był brązowy, tak ja. Ale wszyscy patrzą na mnie z zewnątrz. Nie znają mojego charakteru. Nigdy bym nie zabiła nikogo. Chyba, żeby ktoś zagroził temu, któremu mi oddano pod opiekę. Tak mi powiedział Gothi, on to ma łeb. Mądrości... - dodała i skończyła opowiadać. Poszły bez słowa do jakiejś groty w ścianie płytkiego jaru, za nimi skradał się Kavi.
Jaskinia była bardzo długa. Kiedy dotarły do komory, przystanęły. Pośrodku znajdowało się małe jeziorko, bijące jasnym światłem. Siedziało przy nim coś, co przypominało ducha białego lwa. Obserwował jeziorko.
To nie była woda. Wyglądało to jak materia słoneczna, roztopione złoto, biło chłodnym powietrzem.
Maya zrobiła coś dziwnego. Powiedziała coś do ducha, który podał jej małą, lśniącą kulkę. Lwiczka wrzuciła ją do jasnej materii. Meteora zanurzyła głowę.
Po paru minutach ją wynurzyła. Maya szepnęła:
- To wspomnienie jest bardzo ważne.
Po czym odeszły. Duch otworzył wielkie, szare oczy, otoczone ciemnymi obwódkami, położył się, a jego biała grzywa dziwnie jaśniała. Syknął:
- Sam to zobacz. To twój pradziad.
Kavi zanurzył głowę we wspomnieniu. Odetchnął zimnym powietrzem.
Przed jego oczami ukazała się sawanna, w tle potężna skała. To była Lwia Kraina, za którą tak tęsknił.
Na kawałku wypalonej przez słońce ziemi bawiło się kilka lwiątek. To były: Sarabi, Sarafina, Taka, Mufasa i Zira. Goniły się.
Wszystko było teoretycznie dobrze. Nagle obraz rozmył się, a jego oczom ukazała się ciemna jaskinia. Taka, wkraczający w wiek nastoletni, siedział w ciemnym kącie. Rozmawiał z Sarabi.
- Jak mogłeś to zrobić? Wiesz przecież, że jesteśmy narzeczonymi, a ty... ty... przytulałeś się do Ziry...
- Proszę, nie rób mi tego. Nie wyrzucaj mnie ze swej pamięci... Zira, chodź tu... - sapnął Taka, gdy do jaskini wkroczyła siostra Sarabi.
- Nie martw się, Sari. przecież jesteśmy siostrami... nie powinniśmy się pogodzić?...
- Ty jędzo! Zdradzasz mojego Takę, a teraz mówisz, że mamy się pogodzić? Tak?!! Wynocha stąd!! - ryknęła Sarabi i rzuciła się na Zirę. Wyrwała jej spory kawałek prawego ucha. Taka podszedł do lwic, a Sarabi uderzyła go pazurem w lewe oko.
Błysnęły dwie krople krwi, a Sarabi ryknęła:
- JUŻ! WYNOCHA! Idź ze swoją KOCHANĄ ZIRKĄ! - po czym wybiegła zapłakana z jaskini.
Taka miał długą, pionową ranę na lewym oku, z której skapywała strużka krwi.
Jaskinia rozpłynęła się w ciemności.
Teraz ukazała się Lwia Skała.
Była noc, padał deszcz. Taka był już dorosły, mówił do lwic:
- ... niestety, strata Simby jest dla mnie tragedią osobistą. Ale nastają czasy, kiedy lew i hiena obejmą rządy!
Skaza wskoczył na szczyt Lwiej Skały i zaryczał. Pod skałą Kavi ujrzał sylwetkę lwa. To był duch Mufasy...
Obraz znowu okrył się kurtyną czerni. Wynurzył głowę z zimnej masy. Duch nadal leżał, z otwartymi oczami. Pokazał mu wyjście z jaskini, a na ścianach korytarza zalśniły setki drobnych, złotych światełek, które oświetliły mu drogę.
Jak najszybciej, wybiegł z groty i udał się do kryjówki. Po drodze nikogo już nie spotkał.
Notka chyba fajna, nie? :D Wiem, mało obrazków na tym blogu, więc postaram się, aby było ich więcej. Piosenka Mayi ma melodię i rytm tej: KLIK.Tekst jest oparty na tekście oryginału.
P.S. I... jak właściwie brzmiało przemówienie Skazy? Nie pamiętam za bardzo :/
Jakoś dziwnie chciał się spotkać z Mayą, Gotharem i Meteorą. Szedł przez las, myśląc, gdzie oni mogą być. Szedł na ugiętych łapach, pod liśćmi paproci, bardzo cicho. Co jakiś czas z góry odzywały się wrzaski małp. Gwiazdy świeciły jak tysiące lamp.
Doszedł do polany, gdzie spotkał całą grupę. Na gałęzi, okrytej kobiercem kwiatów, leżała Maya. Ukrył się pod paprocią, aby go nie ujrzała.
Śpiewała. Miała głęboki, tajemniczy głos. Wyciągała łapy, potrząsała ogonem, uśmiechała się z satysfakcją. Na lianach siedziały bajecznie kolorowe papugi, strząsając na nią równie bajeczne kwiaty. Towarzyszył jej czyjś głos, zwłaszcza w czasie refrenu.
Zawsze, zawsze,
wiesz, że chcę być z tobą,
ale czy znajdziemy czas dla siebie?
Za każdym razem, gdy chcemy być razem,
coś nam przeszkodzi...
Re: Bo wiem,
że mnie chcesz...
bo wiem,
że mnie chcesz...
bo wiem dobrze,
że mnie chcesz!
Wiem dobrze,
że mnie chcesz!
Ale chcesz,
abym się stała tym, kim nie jestem...
Ale chcesz,
abym się stała tym, kim nie jestem...
Ale chcesz,
abym się stała tym, kim nie jestem...
Ale chcesz,
abym się stała tym, kim nie jestem...
Widziałam cię,
jak odchodziłeś,
wiem, że wybrałeś kogoś innego więcej chcąc...
Nienawidzę cię,
ale wiem,
że jestem twoim ptaszkiem...
Bo wiem,
że mnie chcesz...
bo wiem,
że mnie chcesz...
bo wiem dobrze,
że mnie chcesz!
Wiem dobrze,
że mnie chcesz!
Ale chcesz,
abym się stała tym, kim nie jestem...
Ale chcesz,
abym się stała tym, kim nie jestem...
Ale chcesz,
abym się stała tym, kim nie jestem...
Ale chcesz,
abym się stała tym, kim nie jestem...
Popatrz na mnie,
przyjrzyj się z zewnątrz,
jeśli ci się podobam,
zostaw ją...
Możemy być razem
znajdziemy drogę...
Mogę być tylko aktorzyną...
Bo wiem,
że mnie chcesz...
bo wiem,
że mnie chcesz...
bo wiem dobrze,
że mnie chcesz!
Wiem dobrze,
że mnie chcesz!
Kavi przez chwilę stał jak zahipnotyzowany, w głowie kołatały mu się słowa piosenki. Po chwili wrócił na ziemię. Z krzewów wyszła Meteora, to jej głos towarzyszył wokalowi Mayi. Położyła się na tej samej gałęzi, i spojrzała w stronę Kaviego. Modlił się, aby go nie ujrzała. Jednak go nie widziała. Zeskoczyła z gałęzi i pobiegła w las, za nią pomknęła Maya.
Nagle usłyszał za sobą czyjś głos:
- Co ty tutaj robisz?
Cudem nie dostał zawału. Odwrócił głowę i zobaczył Gothara, patrzącego się na niego ponuro.
- Słyszałeś Mayę? - zapytał jeszcze nadal przerażony Kavi.
- Taak... śpiewa to każdej nocy. Nie mam pojęcia, dla kogo. Ostatnio jakoś się na mnie ogląda. - mruknął Gothar bezbarwnym głosem. Jego oczy, pozbawione wyrazu, były dziwnie podkrążone.
- Zarwałeś noc, że masz takie cienie pod oczami?
- Można tak powiedzieć. - po czym złoty lew zerknął na niego. Przeszywał go tym spojrzeniem jak sztyletem. Kavi mruknął "Cześć" i pobiegł w kierunku kryjówki.
Po drodze spotkał jeszcze Meteorę i Mayę. Siedziały przy palmie, i rozmawiały. Maya sprawiała wrażenie skrajnie załamanej psychicznie.
- Czemu nikt nie chce z tobą rozmawiać? Czemu wszyscy się od ciebie odsuwają?
- Widzisz tą bliznę? - Maya dotknęła swego lewego oka. - Nie wiesz, kto to był Skaza. Władca - potwór... miał taką bliznę. Żył kilka dekad temu. Władał Lwią Ziemią. Wszyscy uznają mnie za jego wcielenie. Nie dość, że był też brązowy, tak jak ja. - mruknęła, najwyraźniej hamując łzy.- To przez tą bliznę... - po czym zaszlochała, ale zaraz potem zaczęła walić łbem w pień, wrzeszcząc:
- Weź się w garść! WEŹ SIĘ W GARŚĆ! - po czym, lekko oszołomiona, usiadła, i zaczęła rozmasowywać sobie głowę.
- Dobrze, nie rób tak, wstrząśnienia mózgu dostaniesz - mruknęła z urazą w głosie Meteora.
- Opowiem ci jeszcze raz, bo chyba nie dotarło do ciebie.- westchnęła i zaczęła opowiadać.
- To było kilkadziesiąt lat temu. Na tron Lwiej Ziemi wkroczył Taka, nazywany Skazą. Zabił brata, Mufasę, żeby zdobyć władzę. Chciał też zamordować syna Mufasy, Simbę. Jego rządy były potworne. Zwierzyna bała się go tak, że uciekła. Polowali z moimi przodkami z Wietrznej Ziemi. Tam było trochę, że tak powiem, więcej żarcia. No to polowali, ile się dało, bo musieli też wyżywić hieny. Po jakimś czasie Lwia Ziemia stała się pustynią. I wtedy wrócił Simba. Zabił Skazę, a jego małżonka Zira chciała go pomścić. Nie udało się. Jej syn Kovu objął władzę, potem jego syn Saturn. Trafiliśmy tutaj, zanim narodził się Kavi, który siedzi tu przy nas.
Kaviemu serce zaczęło walić jak kilof. Ale Maya kontynuowała opowieść.
- Taka miał taką samą bliznę jak ja, też na lewym oku. Lwy uważają mnie za jego wcielenie, że jestem zesłana z piekła, od szatana. Też był brązowy, tak ja. Ale wszyscy patrzą na mnie z zewnątrz. Nie znają mojego charakteru. Nigdy bym nie zabiła nikogo. Chyba, żeby ktoś zagroził temu, któremu mi oddano pod opiekę. Tak mi powiedział Gothi, on to ma łeb. Mądrości... - dodała i skończyła opowiadać. Poszły bez słowa do jakiejś groty w ścianie płytkiego jaru, za nimi skradał się Kavi.
Jaskinia była bardzo długa. Kiedy dotarły do komory, przystanęły. Pośrodku znajdowało się małe jeziorko, bijące jasnym światłem. Siedziało przy nim coś, co przypominało ducha białego lwa. Obserwował jeziorko.
To nie była woda. Wyglądało to jak materia słoneczna, roztopione złoto, biło chłodnym powietrzem.
Maya zrobiła coś dziwnego. Powiedziała coś do ducha, który podał jej małą, lśniącą kulkę. Lwiczka wrzuciła ją do jasnej materii. Meteora zanurzyła głowę.
Po paru minutach ją wynurzyła. Maya szepnęła:
- To wspomnienie jest bardzo ważne.
Po czym odeszły. Duch otworzył wielkie, szare oczy, otoczone ciemnymi obwódkami, położył się, a jego biała grzywa dziwnie jaśniała. Syknął:
- Sam to zobacz. To twój pradziad.
Kavi zanurzył głowę we wspomnieniu. Odetchnął zimnym powietrzem.
Przed jego oczami ukazała się sawanna, w tle potężna skała. To była Lwia Kraina, za którą tak tęsknił.
Na kawałku wypalonej przez słońce ziemi bawiło się kilka lwiątek. To były: Sarabi, Sarafina, Taka, Mufasa i Zira. Goniły się.
Wszystko było teoretycznie dobrze. Nagle obraz rozmył się, a jego oczom ukazała się ciemna jaskinia. Taka, wkraczający w wiek nastoletni, siedział w ciemnym kącie. Rozmawiał z Sarabi.
- Jak mogłeś to zrobić? Wiesz przecież, że jesteśmy narzeczonymi, a ty... ty... przytulałeś się do Ziry...
- Proszę, nie rób mi tego. Nie wyrzucaj mnie ze swej pamięci... Zira, chodź tu... - sapnął Taka, gdy do jaskini wkroczyła siostra Sarabi.
- Nie martw się, Sari. przecież jesteśmy siostrami... nie powinniśmy się pogodzić?...
- Ty jędzo! Zdradzasz mojego Takę, a teraz mówisz, że mamy się pogodzić? Tak?!! Wynocha stąd!! - ryknęła Sarabi i rzuciła się na Zirę. Wyrwała jej spory kawałek prawego ucha. Taka podszedł do lwic, a Sarabi uderzyła go pazurem w lewe oko.
- JUŻ! WYNOCHA! Idź ze swoją KOCHANĄ ZIRKĄ! - po czym wybiegła zapłakana z jaskini.
Taka miał długą, pionową ranę na lewym oku, z której skapywała strużka krwi.
Jaskinia rozpłynęła się w ciemności.
Teraz ukazała się Lwia Skała.
Była noc, padał deszcz. Taka był już dorosły, mówił do lwic:
- ... niestety, strata Simby jest dla mnie tragedią osobistą. Ale nastają czasy, kiedy lew i hiena obejmą rządy!
Skaza wskoczył na szczyt Lwiej Skały i zaryczał. Pod skałą Kavi ujrzał sylwetkę lwa. To był duch Mufasy...
Obraz znowu okrył się kurtyną czerni. Wynurzył głowę z zimnej masy. Duch nadal leżał, z otwartymi oczami. Pokazał mu wyjście z jaskini, a na ścianach korytarza zalśniły setki drobnych, złotych światełek, które oświetliły mu drogę.
Jak najszybciej, wybiegł z groty i udał się do kryjówki. Po drodze nikogo już nie spotkał.
Notka chyba fajna, nie? :D Wiem, mało obrazków na tym blogu, więc postaram się, aby było ich więcej. Piosenka Mayi ma melodię i rytm tej: KLIK.Tekst jest oparty na tekście oryginału.
P.S. I... jak właściwie brzmiało przemówienie Skazy? Nie pamiętam za bardzo :/
Bardzo ciekawa wersja z tym, że sarabi rani Takę. Zgodzę się z tobą - notka "fajna" :D
OdpowiedzUsuńNotka świetna! Co do przemówienia Skazy, to pamiętam tylko końcówkę: "...w której lew i hiena tworzyć będą wspaniałą, świetlaną przyszłość."
OdpowiedzUsuń