Na polanie siedziało z tuzin lwów, niewiele starszych od Kaviego i Sigmy.
Wszystkie oczy zwróciły się ku nim. Kolorowa papuga, siedząca na ramieniu jednego z samców, obsypała przybyszów jaskrawożółtymi kwiatami.
Spodziewali się innego powitania. Lwice podbiegły do lwiątek, zachęcając je do zabawy. Samce krzyczały coś w dziwnym języku. Na polanę zeszło stado gerez, o czarnych twarzach, jasnych podbrzuszach, bokach rudych, a grzbietach barwy szarej. Miały wyjątkowo długie ogony. Trzymały w rękach wielkie liście palmowe. Usiadły na ziemi i gałęziach i zaczęły wymachiwać liśćmi na powitanie nowych. Spadały kwiaty i owoce, kilka lwów wypiło wody z kokosowych łupin. Świętowanie przerwał jasnozłoty lew o ciemnobrązowej grzywce i zapytał:
- A skąd wy jesteście?
- Z Lwiej Ziemi - odpowiedział Gerard. Kavi zobaczył, że jest podobny do owego lwa.
Wszyscy ucichli na sekundę, po czym znowu zaczęli skakać ze szczęścia i krzyczeć. Gerezy i papugi obrzucały kwiatami przybyszy z takim zapałem, że musieli je odganiać. Teraz hałas uciszyła brązowozłota, szczupła lwica o wielkich oczach, również obsypana kwiatami.
- Cicho bądźcie! Z Lwij Zemiji jestescie? Brawo, swiętowajce razem z nami! - miała wyjątkowo dziwny akcent.
- No tak, Malkia, masz rację! Jesteśmy z Wietrznej Ziemi! - krzyknęła jasnobrązowa lwica, młodsza wyraźnie od lwicy mówiącej gwarą. - Ja jestem Maya, a to moja kuzynka Malkia ze strony babki mojego taty.
Kavi miał lekki zamęt w głowie. Pożegnali się, i poszli szukać kryjówki i czegoś do zjedzenia.
Po chwili znaleźli skrzyżowanie ścieżek, które tworzyło maleńką polankę, nad nią wisiało sporo pnączy. Położyli na nich parę liści palmowych. Gerard zbierał mokre liście z ziemi, które uformował jak niskie murki. Do pomocy zabrało się kilka rudych gerez.
Pozwolił lwiątkom iść do owych lwów. Słychać było ich dość głośne rozmowy, więc odnalezienie ich nie było trudne.
Maya i Malkia rozmawiały ze sobą, reszta lwów chyba na nich czekała. Natychmiast przywitały ich przyjazne okrzyki.
- Chcielysmy se wam psedstawic, ale goszcie majom pirwszenstwo - powiedziała Malkia.
- Ja jestem Kavi, to moja siostra Sigma - rzekł wielce poważnie Kavi - jestem synem króla Lwiej Ziemi.
Dwie gerezy wzięły świeże liście palmowe i rozpostarły je nad Kavim i Sigmą.
- Te dwa lwiątka, to dzieci lwicy Omegi, Betha i Ahadi - kolejna partia przyjaznych krzyków - a te trzy szare to moi kuzyni, mianowicie: Matumaini, Vita i Kijivu. Ten jasny samczyk to Nyeupe, też mój kuzyn.
Malkia patrzyła się podejrzanie w złote oczy Nyeupego. Tak, wszyscy czuli, że jest lwem magicznym. Spuścił oczy i wbił wzrok w mokre liście.
- Ja, jak wiecie, jestem Maya, to moja kuzynka Malkia. - po czym wskazała na śmiejącego się, dość młodego lwa o długiej, ciemnobrązowej grzywce i cynamonowej sierści. - To jest Simon.
Simon przestał się śmiać, popatrzył tylko na Sigmę i wrócił o rozmowy ze złotym lwem.
- Lew, który chyba jest zbyt zajęty rozmową z towarzyszem - powiedziała zlośliwie Maya - to Gothar. To on się pytał, skąd pochodzicie.
Gothar miał duże, czarne oczy, które szybko zwrócił w kierunku lwiątek. Następnie wskazała na trzy samce o szarawym futrze i brązowej grzywie, i rzekła:
- To Hasira, Erevu i Kufu. Są najstarsi.
Jeden z nich, chyba Hasira, wypiął dumnie pierś.
- To Tamaa, najmłodsza. - Maya wypchnęła na przód bardzo onieśmieloną, kremową lwicę, która szybko schowała się pomiędzy Simonem i Gotharem.
Jednak wśród zgromadzonych nie były same lwy. Kavi wypatrzył dwa... lamparty.
Jeden z nich, o czarnej sierści, przedstawił się jako Nyeusi. Obok niego siedziała nieśmiała lamparcica, o normalnym ubarwieniu, i powiedziała lekko onieśmielona:
- Mam na imię Meteora... jestem siostrą Nyeusiego.
- Jak się... - zaczęła Sigma, ale nie dokończyła, bo Maya sapnęła:
- Opowiem wam. - i zaczęła:
- Mieszkaliśmy na Wietrznej Ziemi. Tam większość z nas przybyła na świat. Żyliśmy w spokoju i dobrych stosunkach z Lwią Skałą. Ale pewnego dnia stało się coś strasznego. Było to kilka lat przed naszymi narodzinami.
Na Wietrznej Ziemi zjawił się duch wilka. Wszedł w ciało jednego z naszego stada. Nie mógł panować nad własnym umysłem, był podporządkowany duchowi. W czasie dnia i innych faz księżyca był normalnym lwem. Ale w kiedy nastała pełnia, zmieniał się w potężnego wilczura. Nic nie mogło oprzeć się jego sile. Zabił kilka lwic, po czym zbiegł.
Lew umarł, ale duch przeżył. Błąkał się po ziemi, pozbawiony ciała. W końcu znalazł pewnego młodego lwa, którym owładnął. Kiedy wy się narodziliście, był nadal w jego ciele. Lew zmienił się bardzo. Pokonał go pewien Nyeupe, który siedzi wśród was.
Spojrzeli na Nyeupego, który znów wbił spojrzenie w ziemię. Maya kontynuowała.
- Giza, lew opętany przez wilka, przeżył. Ale ducha nic nie może uśmiercić. Nawet potężne zaklęcia... Lecz wróćmy do rzeczy. Wilkołak przybył znowu na Wietrzną Ziemię. Zabił kilka orłów, lwic i wiele antylop. Stado stanęło do walki z nim. Nic to nie dało. Wdarł się do ciała przywódcy, i zbiegł. Uciekliśmy. Nikt nie wie, jak. Trafiliśmy do jakiejś jaskini, aby odpocząć. I przenieśliśmy się tutaj.
Skończyła opowiadać. Gothar kiwał głową, a Simon patrzył się na Mayę z lekkim niedowierzaniem. Czyżby dziwnie ubrała wydarzenia w słowa?
- A więc... znaleźliście się mniej więcej w tym samym czasie, co my. Może trochę wcześniej. - mruknął Kavi.
- Tak - sapnęła Maya - a teraz idźcie. Musimy porozmawiać.
Lwiątka zawróciły do kryjówki.
Wszystkie oczy zwróciły się ku nim. Kolorowa papuga, siedząca na ramieniu jednego z samców, obsypała przybyszów jaskrawożółtymi kwiatami.
Spodziewali się innego powitania. Lwice podbiegły do lwiątek, zachęcając je do zabawy. Samce krzyczały coś w dziwnym języku. Na polanę zeszło stado gerez, o czarnych twarzach, jasnych podbrzuszach, bokach rudych, a grzbietach barwy szarej. Miały wyjątkowo długie ogony. Trzymały w rękach wielkie liście palmowe. Usiadły na ziemi i gałęziach i zaczęły wymachiwać liśćmi na powitanie nowych. Spadały kwiaty i owoce, kilka lwów wypiło wody z kokosowych łupin. Świętowanie przerwał jasnozłoty lew o ciemnobrązowej grzywce i zapytał:
- A skąd wy jesteście?
- Z Lwiej Ziemi - odpowiedział Gerard. Kavi zobaczył, że jest podobny do owego lwa.
Wszyscy ucichli na sekundę, po czym znowu zaczęli skakać ze szczęścia i krzyczeć. Gerezy i papugi obrzucały kwiatami przybyszy z takim zapałem, że musieli je odganiać. Teraz hałas uciszyła brązowozłota, szczupła lwica o wielkich oczach, również obsypana kwiatami.
- Cicho bądźcie! Z Lwij Zemiji jestescie? Brawo, swiętowajce razem z nami! - miała wyjątkowo dziwny akcent.
- No tak, Malkia, masz rację! Jesteśmy z Wietrznej Ziemi! - krzyknęła jasnobrązowa lwica, młodsza wyraźnie od lwicy mówiącej gwarą. - Ja jestem Maya, a to moja kuzynka Malkia ze strony babki mojego taty.
Kavi miał lekki zamęt w głowie. Pożegnali się, i poszli szukać kryjówki i czegoś do zjedzenia.
Po chwili znaleźli skrzyżowanie ścieżek, które tworzyło maleńką polankę, nad nią wisiało sporo pnączy. Położyli na nich parę liści palmowych. Gerard zbierał mokre liście z ziemi, które uformował jak niskie murki. Do pomocy zabrało się kilka rudych gerez.
Pozwolił lwiątkom iść do owych lwów. Słychać było ich dość głośne rozmowy, więc odnalezienie ich nie było trudne.
Maya i Malkia rozmawiały ze sobą, reszta lwów chyba na nich czekała. Natychmiast przywitały ich przyjazne okrzyki.
- Chcielysmy se wam psedstawic, ale goszcie majom pirwszenstwo - powiedziała Malkia.
- Ja jestem Kavi, to moja siostra Sigma - rzekł wielce poważnie Kavi - jestem synem króla Lwiej Ziemi.
Dwie gerezy wzięły świeże liście palmowe i rozpostarły je nad Kavim i Sigmą.
- Te dwa lwiątka, to dzieci lwicy Omegi, Betha i Ahadi - kolejna partia przyjaznych krzyków - a te trzy szare to moi kuzyni, mianowicie: Matumaini, Vita i Kijivu. Ten jasny samczyk to Nyeupe, też mój kuzyn.
Malkia patrzyła się podejrzanie w złote oczy Nyeupego. Tak, wszyscy czuli, że jest lwem magicznym. Spuścił oczy i wbił wzrok w mokre liście.
- Ja, jak wiecie, jestem Maya, to moja kuzynka Malkia. - po czym wskazała na śmiejącego się, dość młodego lwa o długiej, ciemnobrązowej grzywce i cynamonowej sierści. - To jest Simon.
Simon przestał się śmiać, popatrzył tylko na Sigmę i wrócił o rozmowy ze złotym lwem.
- Lew, który chyba jest zbyt zajęty rozmową z towarzyszem - powiedziała zlośliwie Maya - to Gothar. To on się pytał, skąd pochodzicie.
Gothar miał duże, czarne oczy, które szybko zwrócił w kierunku lwiątek. Następnie wskazała na trzy samce o szarawym futrze i brązowej grzywie, i rzekła:
- To Hasira, Erevu i Kufu. Są najstarsi.
Jeden z nich, chyba Hasira, wypiął dumnie pierś.
- To Tamaa, najmłodsza. - Maya wypchnęła na przód bardzo onieśmieloną, kremową lwicę, która szybko schowała się pomiędzy Simonem i Gotharem.
Jednak wśród zgromadzonych nie były same lwy. Kavi wypatrzył dwa... lamparty.
Jeden z nich, o czarnej sierści, przedstawił się jako Nyeusi. Obok niego siedziała nieśmiała lamparcica, o normalnym ubarwieniu, i powiedziała lekko onieśmielona:
- Mam na imię Meteora... jestem siostrą Nyeusiego.
- Jak się... - zaczęła Sigma, ale nie dokończyła, bo Maya sapnęła:
- Opowiem wam. - i zaczęła:
- Mieszkaliśmy na Wietrznej Ziemi. Tam większość z nas przybyła na świat. Żyliśmy w spokoju i dobrych stosunkach z Lwią Skałą. Ale pewnego dnia stało się coś strasznego. Było to kilka lat przed naszymi narodzinami.
Na Wietrznej Ziemi zjawił się duch wilka. Wszedł w ciało jednego z naszego stada. Nie mógł panować nad własnym umysłem, był podporządkowany duchowi. W czasie dnia i innych faz księżyca był normalnym lwem. Ale w kiedy nastała pełnia, zmieniał się w potężnego wilczura. Nic nie mogło oprzeć się jego sile. Zabił kilka lwic, po czym zbiegł.
Lew umarł, ale duch przeżył. Błąkał się po ziemi, pozbawiony ciała. W końcu znalazł pewnego młodego lwa, którym owładnął. Kiedy wy się narodziliście, był nadal w jego ciele. Lew zmienił się bardzo. Pokonał go pewien Nyeupe, który siedzi wśród was.
Spojrzeli na Nyeupego, który znów wbił spojrzenie w ziemię. Maya kontynuowała.
- Giza, lew opętany przez wilka, przeżył. Ale ducha nic nie może uśmiercić. Nawet potężne zaklęcia... Lecz wróćmy do rzeczy. Wilkołak przybył znowu na Wietrzną Ziemię. Zabił kilka orłów, lwic i wiele antylop. Stado stanęło do walki z nim. Nic to nie dało. Wdarł się do ciała przywódcy, i zbiegł. Uciekliśmy. Nikt nie wie, jak. Trafiliśmy do jakiejś jaskini, aby odpocząć. I przenieśliśmy się tutaj.
Skończyła opowiadać. Gothar kiwał głową, a Simon patrzył się na Mayę z lekkim niedowierzaniem. Czyżby dziwnie ubrała wydarzenia w słowa?
- A więc... znaleźliście się mniej więcej w tym samym czasie, co my. Może trochę wcześniej. - mruknął Kavi.
- Tak - sapnęła Maya - a teraz idźcie. Musimy porozmawiać.
Lwiątka zawróciły do kryjówki.
*
Tymczasem na Lwiej Skale, Saturn spał. Nagle wypalony skorpion na szyi zapiekł go tak, jakby go przypalano. Wrzasnął, a przed oczami zobaczył twarz wilkołaka.
Szary, wydłużony pysk miał otwarty, w świetle księżyca błyszczały białe, długie na cztery cale kły. Czerwone oczy patrzyły wściekłym wzrokiem prosto na niego, a kilkucentymetrowe pazury wpijały się powoli w brzuch. Nagle na potężną twarz wilka skoczyło kilka lwic, a Mamba doskoczył mu do grzbietu. Wilk zawył przeraźliwie i uderzył jedną z lwic.
To była Azra. Uderzyła głową w klatkę piersiową Saturna. Po chwili szary potwór wyskoczył jednak z jaskini.
- Jednak - szepnęła Sheila - ten wilk... on... wszystko jasne... bolał cię tatuaż?
- Tak.
- Busara mi to mówił. Ten potwór... musiał przekazać moc Shetani, nie posiadając władzy nad jej ciałem. A te znaki mają moc. Bolał cię wcześniej?
- Nie. A raczej nie tak mocno. Wiem, że tej samej nocy, kiedy piekł mnie ten skorpion, wilk mordował kogoś. Czyli... on pokazuje, czy duch jest rozwścieczony... kiedy przelewa krew. - uświadomił sobie Saturn.
- Dobrze, lepiej idźmy spać - oświadczyła Sheila i położyła się obok Mheetu.
Ujasiri był już przemieniony w lwa, ale nadal za bardzo nie wiedział co się dzieje. Nagle usłyszał znajomy głos:
- Szybciej, chodź, Ujasiri! Czemu się tak włóczysz po nocy?
To był Veri. Skinął na jasnego lwa łapą, lecz on niechętnie powstał z miejsca i ruszył w kierunku oddalającego się Veriego.
Wiedział, że ich szczęście nie potrwa długo. Nikt nie wiedział, że został opętany przez wilka.
- O co chodzi z tym wszystkim? - mruczał sam do siebie. Nie musiał czekać na odpowiedź.
- Ty... jesteś wilkołakiem.
To był Mortem. Usiadł na ziemi i zaczął opowiadać.
- Widzisz tą szramę? - wskazał na swoją łopatkę; widniała na niej spora, długa blizna. - To też przez wilka. Opowiem ci, jak się w ogóle tu znalazł.
Wziął głęboki oddech, odgarnął czarną grzywkę z czoła.
- To było niezwykle dawno, przed powstaniem Lwiej Ziemi. Światem i jego ochroną zajmowały się duchy, które czuwały na nas z nieba. Wśród nich był duch, który sprawował pieczę nad - o dziwo - złem. Zbuntował się przeciwko innym, przez co został ukarany i wygnany na ziemię. Żył pod postacią wilka. Pewnej nocy został zabity przez założyciela Lwiej Ziemi. Ciało było martwe, ale duch, jak to duch, przeżył. Błąkał się po ziemi przez wieki, aż w końcu ktoś, wyjątkowo głupi i naiwny, podarował mu własne ciało i duszę. Duch zła mógł osiągać prawie lwią postać, ale też nie do końca. W końcu wdarł się do ciała pewnego lwa. Miał na imię Seth, był ojcem Mufasy. Ale wymknął się z ciała Setha z nieznanych przyczyn. Znalazł kolejne, i kolejne... był w innych lwach od narodzin do śmierci. Aż wkroczył w ciało Gizy, naszego towarzysza. - Mortem wziął jeszcze kolejny oddech i kontynuował:
- Wydawałoby się, że duch owładnie nim do tego stopnia, że Giza już nie będzie dawnym Gizą. Lecz pokonał go Nyeupe. Trafił w niego silnym, starym zaklęciem, gdy Giza był przemieniony. Wilk znów stał się słaby i pozbawiony mocy. Utrzymywał się przy życiu dzięki niewielkiej pomocy swego sługi, który zbiegł, kiedy dowiedział się, że duch wkroczył w innego lwa. W ciebie. Nie wiem, jak wydostać go z ciebie, braciszku. - po czym przytulił go do siebie.
- Musisz na razie z tym żyć - dodał bezradnym tonem i poszedł do termitiery.
A już niedługo ktoś musiał zniknąć z jego życia...
Wydaje mi się, że notka jest beznadziejna. Dzisiaj tak ponuro na dworze, nic mi się nie chce -,- Ale mam link do fajnej piosenki:
Świetny rozdział! Tylko trochę się pogubiłam, bo tyle jest tu postaci, imion i w ogóle... Ale tak, to jest super:) Zapraszam na to-co-ukryte.blogspot.com - jest nowa notka.
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawe opowiadanie! Faktycznie jest tu dość dużo postaci, ale bardzo ciekawie wszystko opisane. :) Zapraszam do mnie.
OdpowiedzUsuńGIT! Mi się bardzo podoba, ale Nyota ma trochę racji, bo zbyt dużo postaci, na przyszłość trochę mniej. Ale i tak jest bardzo ciekawa!
OdpowiedzUsuńPS : Hekimo, mogłabym pożyczyć twój cytat "...po co się mścić? Po co przelewać krew za kogoś, kto już nie powróci...". Pytam, ponieważ bardzo mi się on spodobał, a lepszego jak na razie nie znalazłam..
Jasne, mogłabyś. Tylko napisz, że cytat nie jest twój, tylko z mojego bloga :)
UsuńSpoko! Dziękuję!
Usuń,,Wydaje mi się, że notka jest beznadziejna."Hekima ty masz zdecydowanie za niską samoocenę. Piszesz super notki, poza tym jaka ty masz wyobraźnie! WOW! uwielbiam twój blog! :) jak będziesz miała chwilę to wejdź na mój : http://krollew4poczateknowejepoki.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń