O ile Kavi lubił biegać w ciągu dnia, i rozmawiać, Sigma była bardziej samotniczką. Lubiła kąpać się w strumykach, w nocy, a czasem wspinać się na drzewa. Najlepiej dogadywała się z Nyeupe, który za każdym razem gapił się w jej oczy jak zahipnotyzowany.
*
Kilka dni po tym, jak Kavi zobaczył wspomnienia ducha i usłyszał rozmowę między Mayą i Meteorą, Sigma już przestała to znosić.
Cały czas Kavi szedł obok niej jak przy kimś, kto utracił wzrok i potrzebuje przewodnika. Tymczasem ona potrafiła sobie poradzić. Kavi nadal był dziecinny. Przynajmniej w jej mniemaniu.
Szybko wymknęła się nad strumień, płynący między drzewami. Księżyc był w fazie ostatniej kwadry, mimo tego świecił mocno jak w czasie pełni. Weszła do strumienia i stanęła pod wodospadem, który zasilał rzeczkę. Woda była zimna, ale to jej odpowiadało. Do tego księżyc, odległe odgłosy burzy, szum wody - czuła się jak w raju.
Pogrążyła się w rozmyślaniach, prawie nie zauważyła, jak prąd zniósł ją na pobliski omszały głaz. Siłując się z prądem, doszła za ścianę wody spadającej ze ściany skalnej.
Pewnie będzie tam grota, pomyślała, ale groty tam nie było. Nadstawiła uszu, wyłapując wszelkie dźwięki, które różniły się od monotonnego szumu hektolitrów wody.
Pomiędzy paprociami ujrzała coś jasnego. Przybliżyła się nieco i...
- Sigma!
- Tyyyy!
Leżała na drugim brzegu, na jej piersi stał Nyeupe. Powalił ją bez trudu.
- Co ty tu robisz? - spytała Sigma, mrużąc czarne oczy.
- Nic, poszedłem się przejść. - sapnął lew i usiadł koło Sigmy. Objęła go łapą.
- Czemu... czemu taki mizerny jesteś? - szepnęła Sigma. Nyeupe nie odpowiedział, tylko rzucił się jej w objęcia, i pocałował.
- Kocham cię, Sigma. Co ja przed tobą ukrywam. - po czym pobiegł gdzieś w dżunglę.
- Kocham cię, Sigma. Co ja przed tobą ukrywam. - po czym pobiegł gdzieś w dżunglę.
Sigma przez chwilę siedziała jak sparaliżowana, po chwili się ocknęła. Nyeupe się w niej zakochał?!
O co tu chodzi?
Szara lwiczka podniosła się z trudem i skierowała się w stronę kryjówki lwów. Zawsze przechodziła obok grubego, uschniętego drzewa, tam zawsze czuła się nieswojo.
Obok pnia nagle wyskoczył jakiś ciemny, wielki kot. Był to chyba lampart, o dużych cętkach, a oczy jego lśniły złotą poświatą. Na chwilę zagrodził jej drogę, po czym wszedł za pień i zniknął.
Sigma stała przez chwilę. Drugi raz tej nocy straciła na ułamek sekundy rozum i nie pojmowała, o co chodzi.
- Wujku, wiesz coś o tym? - spytała Gerarda, gdy dotarła do kryjówki i opowiedziała mu o tajemniczej postaci. Był świt, niebo zakryło się różową poświatą.
- Co się stało? - usłyszeli za sobą znajomy głos. To była Meteora, obok niej stał Nyeusi.
- Urodziliście się w tej dżungli? - zapytała czarnooka lwiczka.
- Tak.
- Wasi przodkowie tu żyli?
- Tak.
- Znacie tutejsze legendy?
- Tak.
Sigma westchnęła i rzekła:
- Wracałam znad wodospadu, który jest kwadrans drogi stąd. Drogę zagrodził mi duch, chociaż nie wiem, co to było. Była północ.
Meteora położyła się, westchnęła i rozpoczęła opowieść.
- To był duch rozbójnika Alfajiriego. Przed wiekami był postrachem całej dżungli, razem ze swą bandą. Na jego głowę wyznaczono nagrodę, ale nie kusiła nikogo - bali się, że jego banda się zemści. Siał niezgodę, strach i terror. W końcu wezwano wojowniczkę - siostrę Alfajiriego, Harakę. Przybyła do jego siedziby. Kiedy banda się wymknęła na polowanie, Alfajiri i Haraka obserwowali rzekę płynącą w dolinie. Zbój się wychylił, lamparcica go popchnęła i... dżungla była uwolniona od ciemiężyciela. Przyszło kilka zaprzyjaźnionych z siostrą słoni, które staranowały zbójników. Haraka dostała własne, duże łowisko, a słonie towarzyszyły jej w życiu.
Matumaini i Vita krzyknęli:
- Opowiedz coś jeszcze, coś jeszcze!
- No dobrze. Opowiem wam o Witusie Czarnym. To nie jest legenda. To wydarzyło się naprawdę. Chociaż... nikt nie wie.
W tej dżungli tej żył lampart, którego zwali Witusem Czarnym. Chodził na nauki czarnej magii do pewnego czarownika, a kto opuszczał szkołę dziesiąty, dostawał wszystkowiedzącego chrabąszcza. Wielu wierzyło, że był to sam diabeł. Takiego dostał nasz bohater.
Witusa uważano go za czarodzieja, chociaż dobrze się nie uczył owej diabelskiej magii. Ale nauczył się paru sztuczek, którymi wprawiał w zdziwienie i osłupienie. O tej mówiło się najwięcej: kładł kostkę okapi na ziemi, dmuchnął w nią i zaraz zamieniała się w pięknego, grubego zwierza. Ale jeśli tylko chciał ją zjeść, rozpływała się w powietrzu. Ale były sztuczki też o wiele bardziej diabelskie, niektórzy twierdzili, że wskrzeszał umarłych.
Z czasem Witus chciał się pozbyć owada. Na próżno. Ale miał pomysł.
Była powódź, woda pokryła cały las, strumień płynął wartko jak nigdy, zamienił się w rzekę. Czarny wrzucił tam chrabąszcza. Zawrócił i usłyszał głos:
- Gdybyśmy nie uciekli, utopilibyśmy się!
To był ten chrabąszcz!
Innego razu był pożar, Czarny wrzucił chrabąszcza w ogień, po czym znów usłyszał głos:
- Gdybyśmy nie uciekli... - lecz chrząszcz nie dokończył, bo złapał go właściciel i próbował zmiażdżyć, ale nie uśmierciło to owada; był przecież diabłem.
Witus zginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Co stało się z chrząszczem - nikt nie wie.
Vita siedziała wtulona w Matumainiego, ze strachu. Reszta lwiątek była zafascynowana legendą.
- Opowiem jeszcze jedną historię. Właściwie, to nie jest historia.
- Opowiadaj, prosimy! - krzyknęły Betha i Ahadi.
- W pobliżu Kościelca, na ścieżce, podczas polowania zginął lew. Nikt nie wie, jak, czy spisek, czy co inszego. Od tego czasu, na tej ścieżce ukazuje się duch lwa pozbawionego głowy. Kiedy ktoś tam się zapuści o północy, widmo toruje mu drogę. Po pewnym czasie wraca w gęstwinę.
Ta krótka opowiastka jednak zamąciła lwiątkom w głowach. Zaraz zadawały pytania: Gdzie jest Kościelec, gdzie ta ścieżka?
- Kościelec to góra, która wygląda jak trójkątny kamień o ostrych ścianach. Jest jedno zastrzeżenie: nie można się tam zapuszczać w grupie.
- A ten Kościelec? - zapytała Vita, kręcąc jasnym ogonem.
- Widać go nieźle z okolic wodospadu, w którym kąpała się Sigma. Jak już mówiłam, jest to wielka skała ostrych, stromych ścianach.
Następnego dnia, Kavi i grupa nastoletnich lwów poszli popatrzeć na Kościelec. Natomiast Nyeupe, Sigma i reszta paczki zostali pod opieką Mayi i Meteory, Gerard poszedł coś upolować. Betha rozmawiała dość niefrasobliwie z Ahadi i Vitą, Kijivu wolała bawić się z Matumainim. Nyeupe położył się obok omszałego kamienia. Spływały na niego brązowe, długie pnącza o różowych kwiatach. Sigma podeszła do jasnego lewka.
- Czyli... ty... naprawdę jesteś w-we mnie... zakochany? - zapytała czarnooka. Nyeupe kiwnął głową i zerwał nieco różowych kwiatów z pnączy. Włożył jednego jej za ucho.
- Dzięki - mruknęła nieśmiało, i zarumieniła się. Dobrze, że była lwem, bo gdyby była istotą bez sierści, jej twarz wyglądałaby jak truskawka.
- Nie sądzisz, że to... troszeczkę dziwne? Jesteś ode mnie młodszy.
- Dziwne? Nie, kocham cię niezależnie od wieku. - mruknął z cieniem zniesmaczenia w głosie. Czemu musiała o to pytać tak od razu?
Sigma kątem oka zauważyła, że mrugnął do niej.
Wstał i przytulił się do niej. Sigma zrobiła to samo.
- Może się pobawimy? - zapytała, i ustawiła w pozycji bojowej. Nyeupe spojrzał na nią z politowaniem. Nagle usłyszeli czyjś radosny krzyk i odgłosy szeleszczących paproci. Do lwiątek podbiegły Betha i Ahadi.
- Szybko, mamy jedzenie!
Lwiątka wybiegły zza kamienia i ujrzały Gerarda ze zdobyczą: maleńkim słoniątkiem i małpą, którą przyniosło jakieś wielkie ptaszysko.
Zjedli część słoniątka, po czym zabrali się za małpę. Sigma z trudem połykała kawałki delikatnego mięsa, patrzyła się tylko na Nyeupego, który gryzł kości. Powiedziała "Dzięki, było pyszne" i poszła za kamień. Za wcześnie zadała to pytanie: "Czy to nie dziwne? Jesteś ode mnie młodszy"... nie, w ogóle nie powinna zadawać była tego pytania. Z rozmyślań wyrwał ją głos Nyeupego:
- Hej! Co tak myślisz?
- Ach, nic. - skłamała Sigma. Przytuliła się do niego i spytała:
- Kochasz mnie?
- No jasne. - po czym oboje zasnęli w swoich objęciach.
Cóż, jeśli chodzi o legendy - inspirowałam się dwiema górnośląskimi legendami: o rozbójniku Koźle i czarodzieju Chrabąszczycu. Znalazłam je w książce "Legendy Górnego Śląska". Zapraszam do lektury!
I jeszcze link do piosenki jednego z moich ulubionych zespołów: klik!
Czekam na 3 komentarze :)
Obok pnia nagle wyskoczył jakiś ciemny, wielki kot. Był to chyba lampart, o dużych cętkach, a oczy jego lśniły złotą poświatą. Na chwilę zagrodził jej drogę, po czym wszedł za pień i zniknął.
Sigma stała przez chwilę. Drugi raz tej nocy straciła na ułamek sekundy rozum i nie pojmowała, o co chodzi.
- Wujku, wiesz coś o tym? - spytała Gerarda, gdy dotarła do kryjówki i opowiedziała mu o tajemniczej postaci. Był świt, niebo zakryło się różową poświatą.
- Co się stało? - usłyszeli za sobą znajomy głos. To była Meteora, obok niej stał Nyeusi.
- Urodziliście się w tej dżungli? - zapytała czarnooka lwiczka.
- Tak.
- Wasi przodkowie tu żyli?
- Tak.
- Znacie tutejsze legendy?
- Tak.
Sigma westchnęła i rzekła:
- Wracałam znad wodospadu, który jest kwadrans drogi stąd. Drogę zagrodził mi duch, chociaż nie wiem, co to było. Była północ.
Meteora położyła się, westchnęła i rozpoczęła opowieść.
- To był duch rozbójnika Alfajiriego. Przed wiekami był postrachem całej dżungli, razem ze swą bandą. Na jego głowę wyznaczono nagrodę, ale nie kusiła nikogo - bali się, że jego banda się zemści. Siał niezgodę, strach i terror. W końcu wezwano wojowniczkę - siostrę Alfajiriego, Harakę. Przybyła do jego siedziby. Kiedy banda się wymknęła na polowanie, Alfajiri i Haraka obserwowali rzekę płynącą w dolinie. Zbój się wychylił, lamparcica go popchnęła i... dżungla była uwolniona od ciemiężyciela. Przyszło kilka zaprzyjaźnionych z siostrą słoni, które staranowały zbójników. Haraka dostała własne, duże łowisko, a słonie towarzyszyły jej w życiu.
Matumaini i Vita krzyknęli:
- Opowiedz coś jeszcze, coś jeszcze!
- No dobrze. Opowiem wam o Witusie Czarnym. To nie jest legenda. To wydarzyło się naprawdę. Chociaż... nikt nie wie.
W tej dżungli tej żył lampart, którego zwali Witusem Czarnym. Chodził na nauki czarnej magii do pewnego czarownika, a kto opuszczał szkołę dziesiąty, dostawał wszystkowiedzącego chrabąszcza. Wielu wierzyło, że był to sam diabeł. Takiego dostał nasz bohater.
Witusa uważano go za czarodzieja, chociaż dobrze się nie uczył owej diabelskiej magii. Ale nauczył się paru sztuczek, którymi wprawiał w zdziwienie i osłupienie. O tej mówiło się najwięcej: kładł kostkę okapi na ziemi, dmuchnął w nią i zaraz zamieniała się w pięknego, grubego zwierza. Ale jeśli tylko chciał ją zjeść, rozpływała się w powietrzu. Ale były sztuczki też o wiele bardziej diabelskie, niektórzy twierdzili, że wskrzeszał umarłych.
Z czasem Witus chciał się pozbyć owada. Na próżno. Ale miał pomysł.
Była powódź, woda pokryła cały las, strumień płynął wartko jak nigdy, zamienił się w rzekę. Czarny wrzucił tam chrabąszcza. Zawrócił i usłyszał głos:
- Gdybyśmy nie uciekli, utopilibyśmy się!
To był ten chrabąszcz!
Innego razu był pożar, Czarny wrzucił chrabąszcza w ogień, po czym znów usłyszał głos:
- Gdybyśmy nie uciekli... - lecz chrząszcz nie dokończył, bo złapał go właściciel i próbował zmiażdżyć, ale nie uśmierciło to owada; był przecież diabłem.
Witus zginął w niewyjaśnionych okolicznościach. Co stało się z chrząszczem - nikt nie wie.
Vita siedziała wtulona w Matumainiego, ze strachu. Reszta lwiątek była zafascynowana legendą.
- Opowiem jeszcze jedną historię. Właściwie, to nie jest historia.
- Opowiadaj, prosimy! - krzyknęły Betha i Ahadi.
- W pobliżu Kościelca, na ścieżce, podczas polowania zginął lew. Nikt nie wie, jak, czy spisek, czy co inszego. Od tego czasu, na tej ścieżce ukazuje się duch lwa pozbawionego głowy. Kiedy ktoś tam się zapuści o północy, widmo toruje mu drogę. Po pewnym czasie wraca w gęstwinę.
Ta krótka opowiastka jednak zamąciła lwiątkom w głowach. Zaraz zadawały pytania: Gdzie jest Kościelec, gdzie ta ścieżka?
- Kościelec to góra, która wygląda jak trójkątny kamień o ostrych ścianach. Jest jedno zastrzeżenie: nie można się tam zapuszczać w grupie.
- A ten Kościelec? - zapytała Vita, kręcąc jasnym ogonem.
- Widać go nieźle z okolic wodospadu, w którym kąpała się Sigma. Jak już mówiłam, jest to wielka skała ostrych, stromych ścianach.
Następnego dnia, Kavi i grupa nastoletnich lwów poszli popatrzeć na Kościelec. Natomiast Nyeupe, Sigma i reszta paczki zostali pod opieką Mayi i Meteory, Gerard poszedł coś upolować. Betha rozmawiała dość niefrasobliwie z Ahadi i Vitą, Kijivu wolała bawić się z Matumainim. Nyeupe położył się obok omszałego kamienia. Spływały na niego brązowe, długie pnącza o różowych kwiatach. Sigma podeszła do jasnego lewka.
- Czyli... ty... naprawdę jesteś w-we mnie... zakochany? - zapytała czarnooka. Nyeupe kiwnął głową i zerwał nieco różowych kwiatów z pnączy. Włożył jednego jej za ucho.
- Dzięki - mruknęła nieśmiało, i zarumieniła się. Dobrze, że była lwem, bo gdyby była istotą bez sierści, jej twarz wyglądałaby jak truskawka.
- Nie sądzisz, że to... troszeczkę dziwne? Jesteś ode mnie młodszy.
- Dziwne? Nie, kocham cię niezależnie od wieku. - mruknął z cieniem zniesmaczenia w głosie. Czemu musiała o to pytać tak od razu?
Sigma kątem oka zauważyła, że mrugnął do niej.
Wstał i przytulił się do niej. Sigma zrobiła to samo.
- Szybko, mamy jedzenie!
Lwiątka wybiegły zza kamienia i ujrzały Gerarda ze zdobyczą: maleńkim słoniątkiem i małpą, którą przyniosło jakieś wielkie ptaszysko.
Zjedli część słoniątka, po czym zabrali się za małpę. Sigma z trudem połykała kawałki delikatnego mięsa, patrzyła się tylko na Nyeupego, który gryzł kości. Powiedziała "Dzięki, było pyszne" i poszła za kamień. Za wcześnie zadała to pytanie: "Czy to nie dziwne? Jesteś ode mnie młodszy"... nie, w ogóle nie powinna zadawać była tego pytania. Z rozmyślań wyrwał ją głos Nyeupego:
- Hej! Co tak myślisz?
- Ach, nic. - skłamała Sigma. Przytuliła się do niego i spytała:
- Kochasz mnie?
- No jasne. - po czym oboje zasnęli w swoich objęciach.
Cóż, jeśli chodzi o legendy - inspirowałam się dwiema górnośląskimi legendami: o rozbójniku Koźle i czarodzieju Chrabąszczycu. Znalazłam je w książce "Legendy Górnego Śląska". Zapraszam do lektury!
I jeszcze link do piosenki jednego z moich ulubionych zespołów: klik!
Czekam na 3 komentarze :)
Fajne.Powiesz jak zrobić sobie ten duży obraz który zawsze się wyświetla? Chodzi mi o to:
OdpowiedzUsuńjak ustawić sobie obraz jak ty ustawiłaś sobie ten
z ze słowami cytuję "po co się mścić? (...)"
Na pulpicie nawigacyjnym klikasz "Układ", i na ekranie ukazuje się układ szablonu bloga. Pod favikoną i paskiem nawigacyjnym znajduje się "tytuł bloga (nagłówek). Na nagłówku klikasz "Edytuj" i wyskakuje okienko z poleceniami. Wśród nich jest "Wstaw obraz". Wstawiasz obrazek, który chcesz ustawić na nagłówek, klikasz "Zapisz" i gotowe. Mam nadzieję, że pomogłam :)
UsuńFajnie, że Nyeupe i Sigma są ze sobą, słodka z nich para <3
OdpowiedzUsuń