Veri leżał między krzewami, obserwując Lwią Skałę. Coś tam się działo. Przed jaskinią siedziało całe stado. Usłyszał krzyk Lilianny, żony Damu:
- Już! Wyłazić, ofermo!
Z jaskini wywlokło się jakieś maleńkie lwiątko. Po chwili zobaczył, że to Chuki.
- Ta owłosiona gąsienica chciała wydać Damu i przywrócić władzę Saturnowi. Niestety, Damu przepadł... Została przyłapana. Na takie przestępstwa jest jeden wyrok... śmierć!!!
- NIE! - wrzasnęła Chuki, Lilianna wysuwała pazury...
Saturn i parę lwic rzuciło się na Liliannę, jej stado na chwilę ją obroniło, dopóki znów nie została powalona przez Saturna i Veriego.
- Nie zabijesz niewinnej - wysapał Saturn - nie zabijesz jej, bo prędzej ja za nią zginę!
- Bardzo dobrze! - krzyknęła Lilianna i ustawiła się bokiem do Saturna, lecz jej oczy nie były tak wściekłe - wręcz przeciwnie, chyba zaczynała tchórzyć. Saturn to zauważył. Chuki popatrzyła się na Liliannę.
- Albo... - ale nie dokończył, bo Lily odepchnęła Chuki i rzuciła się na Saturna. Znowu zaczęła się bitwa. Lilianna bała się walczyć bez Damura.
Nagle błysnął piorun i trawa przy Skale się zapaliła...
- Co, już nie tak dobrze się walczy bez niego, co? - zadrwił Veri i powalił Liliannę. Kilka silniejszych lwic, w tym Mara i Sheila, zaczęło walczyć z innymi lwicami, a Malka, ze swoją lekko kulawą łapą, wycofał się na stronę Saturna. Lilianna to zobaczyła i wysapała:
- Nie, Malka! Czemu... czemu... czemu matki nie wspomożesz?
- W naszym stadzie nigdy nie zabijano lwów, czy młodych, czy dorosłych. To ty wprowadziłaś tą obrzydliwą tradycję tym, że chciałaś zabić Chuki. Nie będę wspomagać kogoś, kto sprzeciwia się tradycji i krew niewinną chce przelewać. Nie jesteś już moją matką.
Lwice zaczęły mruczeć między sobą, po czym otoczyły Malkę. Eris liznęła go po policzku.
- Eris... chociaż ty... - zaszlochała Lilianna.
- Nie. Nie będziesz wydawała mi rozkazów. Nie jesteś naszą przywódczynią. Malka nim jest.
Lily wyrwała się spod łap Saturna, wstała, i z fioletowymi oczami pełnymi łez wysapała:
- Ja nigdy nie przestanę! Uzyskaliśmy władzę na Lwiej Skale, teraz chcesz to tak zniszczyć? Malka... Malka, synu... Ja nigdy nie przestanę! - wrzasnęła, i rzuciła się na Saturna, ale Mara odbiła ją głową i potoczyły się na kraniec Lwiej Skały.
Lilianna chwyciła się pazurami skały. Spojrzała w ogień... pod samą Skałą, gdzie ogień nie sięgał, gromadziły się lwice pod przywództwem Malki... zsunęła się kilka centymetrów w dół...
Lilianna chwyciła się pazurami skały. Spojrzała w ogień... pod samą Skałą, gdzie ogień nie sięgał, gromadziły się lwice pod przywództwem Malki... zsunęła się kilka centymetrów w dół...
- Szybko, podaj mi łapę! - krzyknęła Mara, wyciągając ku niej lewą łapę. Lilianna tylko drasnęła ją pazurami...
- Szybciej... - dyszała Mara; Lily złapała się jej łapy, ale w ostatniej chwili...
- Nie! - ryknęła przerażona Lilianna, łapy osłabły... puściła się i spadła w ogień...
Spadła w miejsce, które całkowicie otaczał ogień. Malka i lwice cofnęły się i wbiegły na Lwią Skałę. Lilianna zaczęła się okręcać i krzyczeć; jej sierść zaczęła się palić. Wrzasnęła i płomienie przykryły jej ciało.
Duch Damura spoglądał z nieba na stertę popiołu, która została z jego ukochanej, na Saturna, który zaryczał, na znak, że objął władzę, zobaczył, jak Kiara i Kovu żegnają się z nim i idą w kierunku północnym. Jego białe, lśniące oczy się zamknęły i zniknął. Zobaczył tylko, jak jakaś ciemna postać zabiera duszę Lily. To był diabeł, przybył, by zabrać ją do piekła...
- Nie! - ryknęła przerażona Lilianna, łapy osłabły... puściła się i spadła w ogień...
Spadła w miejsce, które całkowicie otaczał ogień. Malka i lwice cofnęły się i wbiegły na Lwią Skałę. Lilianna zaczęła się okręcać i krzyczeć; jej sierść zaczęła się palić. Wrzasnęła i płomienie przykryły jej ciało.
Duch Damura spoglądał z nieba na stertę popiołu, która została z jego ukochanej, na Saturna, który zaryczał, na znak, że objął władzę, zobaczył, jak Kiara i Kovu żegnają się z nim i idą w kierunku północnym. Jego białe, lśniące oczy się zamknęły i zniknął. Zobaczył tylko, jak jakaś ciemna postać zabiera duszę Lily. To był diabeł, przybył, by zabrać ją do piekła...
- Teraz ty, Malka i twe lwice, pójdźcie na Ciemne Wzgórza. Żyjcie w spokoju i dostatku. - przemówił Saturn do Malki i lwic, które szybko zeszły z Lwiej Skały. Zaczęło padać i ogień zgasł, pozostawiając czarne ślady na trawie. Chuki przytulała się do Saturna, dziękując mu ze łzami w oczach, że ją obronił. Obok Saturna nagle stanęła duża, beżowa, szczupła lwica podobna do Ziry, ale miała niebieskie oczy (była to matka Chuki, Kundi). Dziękowała Saturnowi za ocalenie córki, i szybko ją wzięła ze sobą.
*
Tymczasem w dżungli...
- Słuchajcie! Słuuuchaajcie! - rozległ się dramatyczny krzyk Mayi. - Saturn... Saturn... odzyskał władzę!
- Jak?! - krzyknął Gerard, wybiegając z kryjówki pod paprociami.
- Musimy tam wrócić! Użyjemy teleportacji!
- Zbierajcie się, szybko. - powiedział złotooki do lwiątek.
- O co chodzi? Saturn królem Lwiej Skały? - przekrzykiwały się nawzajem.
- Skąd to wiesz? - zapytał Nyeupe.
- Ja to widziałam. We śnie. Widziałam, jak ze skały spada ta okropna Lilianna. Saturn... został królem - wyrzuciła z siebie Maya, po czym usiadła na ziemi. Spojrzała na Kaviego, który chyba nie zrozumiał.
- Jak to? - spytał.
- Uruchom mózg - warknęła Maya tak cicho, że nawet ona tego nie usłyszała.
- Nie możemy tak tu sterczeć. Maya, szybko, zwołaj tu lwy. W dżungli nie możemy się teleportować. Idź po nich.
Brązowa lwica zasalutowała lewą łapą (była mańkutem) i pobiegła w gąszcz. Po kilku minutach przybiegła z całą grupą lwów (razem z lampartami) i kimś - a raczej czymś - kogo się kompletnie nie spodziewali.
Obok lwów stały dwa wielkie, szare słonie. Potężne uszy powoli się poruszały, kły lśniły w słonecznym blasku, przedzierającym się przez korony drzew. Sigma zobaczyła, jak jeden z nich powoli przyklęka, a na jego grzbiet wsiadł jeden z lwów, którego imienia nie pamiętała. Kilka lwiątek wrzasnęło ze strachu - nigdy nie widzieli słonia.
- Pojedziemy na nich, granicy z sawanną, potem je wypuścimy. - powiedział szybko Erevu, najstarszy z lwów.
Lwiątka i Gerard weszli na grzbiet mniejszego słonia, którym zgrabnie kierował Erevu. Na drugim siedziały inne lwy, a na karku tego słonia siedział Gothar.
Weszli w dość gęstą część dżungli. Meteora i Nyeusi szli na dole, pilnując słoni, a na lianach zwieszających się z omszałych drzew, siedziało sporo małp. Wrzeszczały strasznie na widok słoni, ale bały się lwów, dlatego się nie zbliżyły. Przez jakieś trzy kwadranse rozmawiali i się śmiali, ale po jakimś czasie rozmowa zaczęła urywać, przestała mieć sens. Malkia zasnęła. Słonie wydawały głośne pomruki, kłami rozdzierały liany, krzewy i powalały mniejsze drzewa z głośnym trzaskiem, który zagłuszał ciche szepty i chrapanie lwicy z dziwnym akcentem. Po kilku godzinach zrobiło się ciemno. Przed słonie wyszły dziwne, srebrzyste kule światła, które oświetlały drogę.
- Co to jest? - spytał Nyeupe Malkię, która nagle się obudziła.
- Dobre ogniki - odpowiedziała sennym głosem. - Pomagają nam, Gothar pewnie je wezwał.
Nyeupe przez chwilę przypatrywał się kulom światła, aż zasnął. Nie minęła godzina, aż trzaski gałęzi i szelest liści ucichły. Wyszli na granicę z sawanną.
- Jesteśmy - mruknął czarnogrzywy lew. Zsunął się z szarego, twardego grzbietu słonia i pomógł zejść lwiątkom. Z ciosów słoni zwieszały się pnącza i gałęzie.
- Musimy się złapać - mruknął, i popchnął ociągającego się Hasirę, brata Erevu.
Szybko objęli się za szyje, Sigma była ściśnięta między Malkią a Simonem. Gerard znów wypowiedział to dziwne zaklęcie, którego nikt nie dosłyszał, bo w tym samym momencie potężna siła oderwała ich od miękkiej trawy. Wszystkie inne dźwięki zagłuszył potężny huk, jakby waliły się góry.
Sigma poczuła, że wpada do wody. Prychając i kaszląc, wyszła z kałuży. Spojrzała za siebie i...
Przed nią, z mroku wynurzała się sylwetka Lwiej Skały. Usłyszała, jak słonie z głośnym porykiwaniem podnoszą się z ziemi i zaczynają wyjadać trawę.
Rozległy się zduszone okrzyki lwic, zachwyconych Lwią Skałą. Sigma zauważyła, że na szczycie stoi jakaś czarna postać lwicy. Po chwili widmo rzuciło się w dół, i rozpłynęło się w powietrzu.
Odwróciła się do pozostałych. Towarzysze z Wietrznej odeszli już na swoją ziemię. Gerard ruszył zdecydowanym krokiem w kierunku Skały. Lwiątka przez chwilę się ociągały, biadając, że muszą wracać. Nagle do ich uszu doszło przeraźliwe wycie - wycie wilkołaka, to było pewne. Spojrzał w księżyc. Nie było go widać... to nie wilkołak...
Pobiegli co tchu na Lwią Skałę. Saturn siedział przy grocie. Gdy tylko ich zobaczył, krzyknął:
- Mara, szybko! Wrócili!
Czekam na 5 komentarzy :) Na koniec ta piosenka. Może komuś się spodoba ;p
Lwiątka i Gerard weszli na grzbiet mniejszego słonia, którym zgrabnie kierował Erevu. Na drugim siedziały inne lwy, a na karku tego słonia siedział Gothar.
Weszli w dość gęstą część dżungli. Meteora i Nyeusi szli na dole, pilnując słoni, a na lianach zwieszających się z omszałych drzew, siedziało sporo małp. Wrzeszczały strasznie na widok słoni, ale bały się lwów, dlatego się nie zbliżyły. Przez jakieś trzy kwadranse rozmawiali i się śmiali, ale po jakimś czasie rozmowa zaczęła urywać, przestała mieć sens. Malkia zasnęła. Słonie wydawały głośne pomruki, kłami rozdzierały liany, krzewy i powalały mniejsze drzewa z głośnym trzaskiem, który zagłuszał ciche szepty i chrapanie lwicy z dziwnym akcentem. Po kilku godzinach zrobiło się ciemno. Przed słonie wyszły dziwne, srebrzyste kule światła, które oświetlały drogę.
- Co to jest? - spytał Nyeupe Malkię, która nagle się obudziła.
- Dobre ogniki - odpowiedziała sennym głosem. - Pomagają nam, Gothar pewnie je wezwał.
Nyeupe przez chwilę przypatrywał się kulom światła, aż zasnął. Nie minęła godzina, aż trzaski gałęzi i szelest liści ucichły. Wyszli na granicę z sawanną.
- Jesteśmy - mruknął czarnogrzywy lew. Zsunął się z szarego, twardego grzbietu słonia i pomógł zejść lwiątkom. Z ciosów słoni zwieszały się pnącza i gałęzie.
- Musimy się złapać - mruknął, i popchnął ociągającego się Hasirę, brata Erevu.
Szybko objęli się za szyje, Sigma była ściśnięta między Malkią a Simonem. Gerard znów wypowiedział to dziwne zaklęcie, którego nikt nie dosłyszał, bo w tym samym momencie potężna siła oderwała ich od miękkiej trawy. Wszystkie inne dźwięki zagłuszył potężny huk, jakby waliły się góry.
Sigma poczuła, że wpada do wody. Prychając i kaszląc, wyszła z kałuży. Spojrzała za siebie i...
Przed nią, z mroku wynurzała się sylwetka Lwiej Skały. Usłyszała, jak słonie z głośnym porykiwaniem podnoszą się z ziemi i zaczynają wyjadać trawę.
Rozległy się zduszone okrzyki lwic, zachwyconych Lwią Skałą. Sigma zauważyła, że na szczycie stoi jakaś czarna postać lwicy. Po chwili widmo rzuciło się w dół, i rozpłynęło się w powietrzu.
Odwróciła się do pozostałych. Towarzysze z Wietrznej odeszli już na swoją ziemię. Gerard ruszył zdecydowanym krokiem w kierunku Skały. Lwiątka przez chwilę się ociągały, biadając, że muszą wracać. Nagle do ich uszu doszło przeraźliwe wycie - wycie wilkołaka, to było pewne. Spojrzał w księżyc. Nie było go widać... to nie wilkołak...
Pobiegli co tchu na Lwią Skałę. Saturn siedział przy grocie. Gdy tylko ich zobaczył, krzyknął:
- Mara, szybko! Wrócili!
Czekam na 5 komentarzy :) Na koniec ta piosenka. Może komuś się spodoba ;p
Początek bardzo trzymał mnie w napięciu, rewelacyjny rozdział:)
OdpowiedzUsuńZacny rozdział. Mocne napięcie i w ogóle te słonie - fantastycznie opisana scena. :) Tak trzymaj!
OdpowiedzUsuńNagłówek gotowy - aż 4 wersje :P Znajdziesz go na moim blogu, w zakładce "osiągnięcia bloga". Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTaka mała rada: nagłówek możesz sformatować do normalnego rozmiaru: "układ" ---> "nagłówek" ---> zaznacz "zmniejsz, żeby dopasować". Wtedy będzie widać normalnie cały nagłówek. To tylko taka mała, dobra rada. Pozdrawiam:)
Usuń